Czek miałby być dystrybuowany za pomocą aplikacji mobilnej, którą przygotować ma Polska Organizacja Turystyczna
Pomysł narodowej karty płatniczej forsował resort rozwoju na czele którego stał Mateusz Morawiecki. Miała być polska, tania, zbudowana od zera i mogąca konkurować z plastikami opatrzonymi logotypami międzynarodowych organizacji płatniczych. Specjaliści od początku krytykowali koncepcję podkreślając, że jeżeli polska karta ma być bezpieczna i zbudowana od zera, na pewno nie będzie tania. Pomysł szybko upadł, a dziś mało kto o nim pamięta. Okazuje się jednak, że tęsknota za archaicznymi rozwiązaniami płatniczymi wciąż gdzieś się tli. Oto pojawił się pomysł wprowadzenia bonu turystycznego w postaci czeku.
O tym, że rząd zastanawia się nad wprowadzeniem bonu turystycznego, jako jednego z elementów tarczy antykryzysowej, słychać od kilku tygodni. Miałby być dystrybuowany w postaci karty przedpłaconej. Rozwiązanie takie jest dość proste do wdrożenia, bo wiele banków wydaje już takie karty, a terminale płatnicze są powszechnie dostępne w wielu o ile nie w większości hoteli, ośrodków wypoczynkowych czy pensjonatów. Przy tym obecna technologia umożliwia zablokowanie możliwości wypłat środków z karty za pomocą bankomatów czy wydatkowanie pieniędzy gdzie indziej niż w branży turystycznej.
Okazuje się jednak, że to już chyba nieaktualne. Pojawił się właśnie projekt ustawy, który zakłada, że bon turystyczny będzie dystrybuowany w postaci czeków. Z dokumentu, który drogą nieoficjalną dotarł także do redakcji cashless.pl, wynika, że za budowę całego systemu, włącznie z bazą firm – organizatorów turystyki, które będą mogły akceptować czeki, oraz aplikacji mobilnej, za pomocą której czeki te będą trafiać w ręce uprawnionych, odpowiadać ma Polska Organizacja Turystyczna.
Czek ma mieć wartość 250 zł, a uprawnieni do niego będą niemal wszyscy obywatele niezależnie od osiąganych dochodów, a więc pracujący na etatach, na umowach cywilno-prawnych, emeryci i renciści, bezrobotni itd., a także ich dzieci oraz osoby pozostające na ich utrzymaniu. Czek będzie można wykorzystać tylko u usługodawcy znajdującego się w bazie POT i na terenie Polski, ale poza miejscem zamieszkania osoby korzystającej z czeku. Co ciekawe przedsiębiorca aby wymienić czeki na pieniądze, będzie musiał raz na dwa tygodnie składać sprawozdania. POT będzie miał później kolejne dwa tygodnie na przesłanie środków. Właściciele hoteli i pensjonatów w skrajnych przypadkach będą więc musieli czekać na pieniądze z tytułu zrealizowanych przez siebie usług nawet miesiąc.
Część specjalistów, z którymi na szybko skonsultowałem projekt, widzi jego minusy. Wśród nich między innymi konieczność zbudowania systemu od zera co oznacza, że nie uda się z tym wystartować przed wakacjami. Zresztą w uzasadnieniu do projektu jego autorzy piszą, że POT miałby na budowę systemu dwa miesiące. To oznacza, że większość Polaków pewnie w te wakacje z czeku nie skorzysta. Poza tym budowa systemu oznacza konieczność zainwestowania w to dodatkowych środków, podczas gdy na rynku funkcjonują gotowe rozwiązania. Dość sporym ciężarem dla firm turystycznych będzie konieczność oczekiwania na pieniądze nawet miesiąc od zrealizowania usługi.
Skąd zatem pomysł, by pierwotnie planowane karty przedpłacone zastąpić czekami? Nie wiem, na ile może to mieć związek ze sprawą, ale kilka dni temu pojawiła się podobna koncepcja zgłoszona przez Platformę Obywatelską. Być może rządzącym pomysł opozycji spodobał się na tyle, że chcą go wykorzystać w swoich pracach.