Za kilka tygodni, czyli 1 czerwca, 20. urodziny obchodzić będzie porozumienie, które umożliwiło zaoferowanie w Polsce rozwiązania o nazwie polecenie zapłaty. Ale jego zalet rodacy wciąż nie dostrzegają
Wprowadzenie polecenia zapłaty było możliwe dzięki przyjęciu ustawy z 29 sierpnia 1997 r. oraz zawarciu 1 czerwca 1998 r. porozumienia międzybankowego. Niedługo potem doszło do pierwszej transakcji, którą zainicjował Bank Handlowy. Dzisiaj obsługiwane przez KIR rozwiązanie dostępne jest w niemal wszystkich działających w kraju bankach.
Jednak polecenie zapłaty cieszy się nad Wisłą znikomym zainteresowaniem. Narodowy Bank Polski w ubiegłorocznym opracowaniu "Porównanie wskaźników systemu płatniczego dla Polski i UE" pisze wprost: "polecenie zapłaty ma znikome znaczenie" i podaje statystki. W przeliczeniu na jednego Polaka liczba poleceń zapłaty wynosi… 0,7, średnia dla strefy euro to 60,7, a dla Unii Europejskiej – 48,6. Pod względem popularności tego rodzaju transakcji Polska zajmuje na Starym Kontynencie trzecie miejsce od końca, wyprzedzając nieznacznie Rumunię i Łotwę. Węgrzy, Czesi i Słowacy używają polecenia zapłaty 7-10 razy częściej niż Polacy, a Słoweńcy prawie trzydzieści razy.
"Przyczyna małej popularności polecenia zapłaty w Polsce wynika z wielu czynników, w tym m.in. niepełnej wiedzy, obaw klientów przed upoważnianiem wierzyciela do obciążania ich rachunku bankowego, braku właściwej kampanii promocyjnej i wystarczających zachęt do korzystania z tej formy rozliczeń, jak też z przyzwyczajeń konsumentów do płacenia rachunków bądź gotówkowo na poczcie lub w innym miejscu (np. w kasie wierzyciela lub w punkcie przyjmującym wpłaty na rachunki bankowe) bądź bezgotówkowo poprzez polecenie przelewu zlecane za pośrednictwem bankowości internetowej" – wyliczają analitycy banku centralnego.
Dziwne to wszystko. W przeciwieństwie do zleceń stałych i przelewów, polecenia zapłaty nie trzeba realizować samodzielnie, ponieważ robi to za klienta dostawca usług. Na dodatek, co jest unikatowe wśród wszystkich rodzajów płatności, polecenie zapłaty można zawsze anulować. Warto wiedzieć, co to dokładnie oznacza. Otóż gdy doszło już do transakcji, a klient ma co do niej jakiekolwiek wątpliwości, to nawet do 58 dni od zaksięgowania wpłaty, może zażądać jej unieważnienia. Środki z zakwestionowanej transakcji wracają na jego rachunek najpóźniej następnego dnia! Szkoda, że większość Polaków nie ma o tym pojęcia.
Eksperci na Wyspach Brytyjskich, w światowej kolebce polecenia zapłaty, twierdzą, że za małą popularnością tego rozwiązania w niektórych krajach stać mogą działania banków, które nie widząc żadnego interesu w upowszechnianiu tego rodzaju płatności, nie promują go wystarczająco na rynku. Tak dla porządku, pod względem liczby poleceń zapłaty Brytyjczycy zajmują trzecie miejsce w Europie, średnio każdy z Wyspiarzy ma na koncie ponad 62 tego typu transakcje rocznie. Dużo? Blisko pół wieku temu to właśnie na Wyspach Brytyjskich wprowadzono system, który w Polsce jest dzisiaj (nie)znany pod nazwą polecenia zapłaty i wielu osobom się myli z poleceniem przelewu.
W połowie lat 60. XX wieku zasób instrumentów płatniczych był w Wielkiej Brytanii o wiele uboższy niż dzisiaj (a w Polsce to już w ogóle). Wyspiarze do wyboru mieli gotówkę, czeki czy zlecenia stałe. Aby skorzystać z tych ostatnich, nie wystarczyło jak dzisiaj zalogować się do bankowości internetowej i tam sobie wszystko ustawić. Trzeba było wydeptać ścieżkę do banku i poświęcić sporo czasu i zachodu, by ten zaczął regulować płatności w imieniu klienta.
A wiadomo, jak jest ze zleceniami stałymi – realizowane są tego samego dnia miesiąca, zawsze na tę samą kwotę, itd. To mało elastyczne rozwiązanie, zdecydowanie niewystarczające np. dla sprzedawców lodów wschodzącej wtedy potęgi, czyli firmy Unilever. Rozliczenia trwały zdecydowanie za długo, producent niecierpliwił się, bo nie dostawał pieniędzy na czas, a sprzedawcy lodów wkurzali się, że dostawy są nieregularne i niedostosowane do popytu.
Aby usprawnić rozliczenia, jeden z dyrektorów koncernu Alastair Hanton wymyślił automatyczny przelew debetowy. Poprosił, żeby sklepikarze zezwolili producentowi na regularne potrącanie bezpośrednio z ich konta kwot dowolnej wielkości. Bankierzy byli w szoku. Ale jak to? Unilever sam sobie będzie pobierał pieniądze z konta naszych klientów? – Po moim trupie! – wykrzyknął pewnie niejeden z nich, bo jak wspomina Hanton, opór finansistów był ogromny. Do tego stopnia, że zniechęcony dyrektor zaczął mówić o "bankowym kartelu".
Ale odpuszczać nie zamierzał. Zanim przekonał banki i sprzedawców do swojego pomysłu, minęły cztery lata. A gdy po pewnym czasie inne firmy się dowiedziały o patencie Unilevera, to też chciały skorzystać z takiego rozliczenia. W ten sposób, trochę wbrew nobliwym i konserwatywnym bankierom, polecenie zapłaty zaczęło się upowszechniać na Wyspach.
Alastair Hanton przyznaje, że wymyślając polecenie zapłaty, inspirował się rozwiązaniem, które funkcjonowało już w Niemczech od lat pięćdziesiątych. Były to rachunki żyro, otwierane specjalnie po to, żeby wierzyciel mógł sam pobierać sobie wypłatę w ramach określonych rozliczeń. A mechanizm taki jest jeszcze starszy, bo banki zboża pierwszy raz zaczęły go stosować 2500 lat temu w Egipcie Ptolemeuszy. Brytyjski patent był na pewno nowocześniejszy niż egipski i niemiecki, usprawniony i bardziej wydajny oraz, jak chwalą się Wyspiarze, bardziej odpowiadał duchowi epoki.
Niemcom też przypadł bardzo do gustu. To właśnie oni dzisiaj wiodą prym w liczbie uruchomionych poleceń zapłaty. Na jednego sąsiada z Zachodu przypada ponad 131 tego typu płatności rocznie. Prawie dwa razy więcej niż w Holandii, która zajmuje pod tym względem drugie miejsce w Europie (68,2). Wiadomo, słynący z żelaznej dyscypliny i rzetelności Niemcy lubią mieć wszystko popłacone na czas.