Partnerzy strategiczni
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy merytoryczni
Co debet w koncie ma wspólnego ze Szkotami?

Jakiś czas temu największe banki w Polsce przypomniały sobie o starym dobrym kredycie w koncie. Niektóre z nich zaproponowały klientom zamianę długów z karty na debety i w ten sposób liczący równo 290 lat produkt zaczął konkurować z nowoczesnymi plastikami

Royal Bank of Scotland, który jako pierwszy udzielił kredytu w koncie, z dumą podkreśla, że to jedna z najważniejszych innowacji w bankowości. I rzeczywiście niektórzy historycy bankowości przekonują, że wprowadzenie do oferty zgody na debet w rachunku to symboliczna data narodzin współczesnej bankowości.

Można z nimi dyskutować biorąc pod uwagę, że jeszcze przed wprowadzeniem pieniędzy, a niedługo po tym, jak Sumerowie wymyślili pismo i założyli pierwsze banki, pojawiło się wiele produktów i usług, z których dzisiaj korzystamy o wiele częściej niż z debetów: rachunki bankowe, transfery, depozyty (w tym overnight), listy na okaziciela, a nawet zaawansowany handel instrumentami dłużnymi.

Jedyna operacyjna różnica między wersją współczesną a tą sprzed pięciu tysięcy lat polega na szybkości obsługi. Kiedyś na zaksięgowanie transakcji trzeba było czekać kilka dni, tygodni, a niekiedy miesięcy, dzisiaj wykonywane są w mgnieniu oka.

W porównaniu do sumeryjskich, greckich i rzymskich wynalazków kredyt w koncie to rzeczywiście młodzieniaszek. Po raz pierwszy bank na wykorzystanie nieposiadanych przez klienta na rachunku pieniędzy zgodził się 31 maja 1728 roku. (Za dziesięć lat debet w koncie będzie obchodził więc 300 lat). W porównaniu do zwykłych kredytów, które liczą kilka tysięcy lat to tyle co nic.

Złośliwi twierdzą, że Royal Bank of Scotland nigdy by się zgodził na udzielenie takiej wymyślnej pożyczki, gdyby nie fakt, że działał on niespełna roku i miał zapas gotówki, z którą nie bardzo wiedział, co zrobić.

Przeczytajcie także: Historia pewnego zbliżenia

Dodatkowo pojawienie się debetów w ofercie banków przyspieszyły stare dobre zatory płatnicze, nękające kupców od zarania wieków i skutecznie utrudniające prowadzenie im biznesu. Z pomysłem udzielenia kredytu na poczet przyszłych wpływów zwrócił się bowiem niejaki William Hog (albo jak podają inne źródła William Hogg), edynburski kupiec z High Street.

Nie ma co, musiało go mocno przycisnąć, skoro udał się do banku z tak kontrowersyjną propozycją. Wyjaśnił, że ponieważ kontrahenci nie kwapią się z wypłaceniem należności za towary, które odebrali już jakiś czas temu, on nie ma pieniędzy na bieżące zakupy, więc albo dostanie pieniądze, albo będzie musiał zwinąć interes. Bank poszedł mu na rękę, udzielając kredytu w wysokości 1000 funtów szterlingów, co jak skwapliwie wyliczył Royal Bank of Scotland odpowiada dzisiaj niebagatelnej kwocie ponad 63 tys. funtów.

W ten sposób bank uratował skórę biznesmenowi i szybko zyskał rozgłos, że pomaga kupcom w potrzebie. W efekcie inne banki musiały włączyć do swojej oferty nowy produkt i w ten sposób debet w koncie stał się jedną z najpopularniejszych form kredytu kupieckiego.

Historycy podkreślają, iż William Hog nie mógł być pierwszym lepszym klientem. Musiał prowadzić interesy na niemałą skalę, a bank mieć przekonanie graniczące z pewnością (oczywiście wystarczyło, że sprawdził historię wpływów), że edynburczyk jest wypłacalny i nie ulotni się gdzieś po wypłaceniu kredytu.

Taka sytuacja, że tylko najlepsi klienci mogli liczyć na wyróżnienie w postaci debetu w koncie, trwała bardzo długo. W XIX i XX wieku w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Wilnie czy Poznaniu mogli z niego korzystać nasi Wokulscy, robiący interesy w całej Europie. I z tego powodu aż do początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku kredyty w koncie nie były u nas zbyt popularne.

Przeczytajcie także: Jak powstały płatności HCE

Ale gdy już się pojawiły, szybko zrobiły furorę i to nie tylko wśród przedsiębiorców. Aby go uzyskać, wystarczyło wykazać regularne wpływy na rachunek. W ten sposób PKO BP zaczął udzielać debetów osobom, które przelewały na konto pensje, potem emerytom, a nawet studentom, którzy otrzymywali na rachunek w banku stypendia.

Po ekspansji kart kredytowych, zwłaszcza gdy kilka lat temu koszty ich prowadzenia spadły, zapał do zadłużania w koncie Polakom minął. Bardzo długo debety były najtańszą formą bankowej pożyczki, ale ostatnio bardziej opłacają się karty kredytowe. Choćby dlatego, że RRSO w ich wypadku wynosi 11-12 proc., a w przypadku debetów 18-20 proc.

Być może z tej też przyczyny banki zaczęły namawiać na debety i kredyty w koncie. Efekty widać w najnowszych danych z Biura Informacji Kredytowej. W maju 2018 roku przyznano 55,7 tys. debetów na łączną kwotę 238 mln zł – o 4,1 proc. więcej niż w maju 2017 r. Licząc od początku 2018 roku wzrost ten wynosi już 7,9 proc. Zadłużając się, warto myśleć i korzystać z tych produktów, które są tanie, a nie najbardziej reklamowane.

Fot. Flickr

KATEGORIA
CIEKAWOSTKI
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies