Pomagają w tym promocje, polegające na wysokich zwrotach wydatków, jak ogłoszona właśnie akcja jednego z banków dla klientów Ubera w Azji
Oferta banku Standard Chartered i Ubera dotyczy sześciu rynków: Singapuru, Malezji, Wietnamu, Indii, Indonezji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Co ciekawe, właściciele kart z Singapuru otrzymują 20 proc. moneybacku na przejazdy Uberem nie tylko lokalnie, ale we wszystkich krajach, gdzie oferowane są te usługi. Ci, którzy zamówią przejazd po raz pierwszy, dostaną 10 dolarów zwrotu oraz taką samą kwotę za dwie następne podróże.
Z danych zebranych przez VisaNet wynika, że w Singapurze już jedna trzecia operacji przeprowadzonych za pomocą kart w kategorii transport, to płatności plastikami podpiętymi do aplikacji. Odnotowuje się już 1,5 mln takich transakcji miesięcznie.
Tymczasem w Polsce ważą się właśnie losy Ubera. Jak mogliście przeczytać w tym tekście, nowy projekt ustawy o transporcie drogowym przewiduje, że kierowcy Ubera będą musieli posiadać licencję, taką samą jaką dziś wyrabiają sobie taksówkarze oraz odpowiedni wpis w dowodzie rejestracyjnym samochodu. Za nieprzestrzeganie tych przepisów ma grozić mandat w wysokości 10 tys. zł. To projekt przygotowany w Ministerstwie Infrastruktury wspólnie z przedstawicielami organizacji zrzeszających taksówkarzy.
Niezależnie od sporu toczącego się wokół Ubera, coraz więcej firm taksówkowych także stawia na płatności w aplikacji i walczy z konkurencją za pomocą atrakcyjnych promocji. Na przykład mytaxi w pierwszych dwóch tygodniach października przyznaje 50-proc. rabat na przejazdy opłacone kartą podpiętą do aplikacji. Do Polski przywędrowała też z Londynu aplikacja Taxify, z której może korzystać każdy kierowca posiadający licencję, a w której płatności również mogą być regulowane tak jak w Uberze, przypisaną do apki kartą. O tym rozwiązaniu wkrótce napiszę bardziej szczegółowo.