To usługa, która najczęściej przypomina o sobie w czasie wakacji. I jedna z wielu technologii płatniczych w służbie hoteli i ich gości
Rezerwujecie hotel, wypożyczacie samochód albo skuter? Bardzo prawdopodobne, że w takiej sytuacji zetkniecie się z preautoryzacją. W tę funkcję wyposażony jest system kart płatniczych. Polega ona na czasowej blokadzie określonej kwoty na rachunku karty. Np. hotele mogą żądać preautoryzacji w przypadku rezerwacji bezzwrotnych. Tego typu oferty zwykle są tańsze od zwrotnych, ale – jak sama nazwa wskazuje – w przypadku rezygnacji z pobytu klientom przepada wpłacona kwota. Formą zabezpieczenia przedsiębiorcy (gwarancja zapłaty) jest właśnie zablokowanie określonej sumy na rachunku klienta.
Z preautoryzacją można spotkać się również przy wypożyczaniu samochodu. Kwota zablokowanych środków może zależeć od wykupionego pakietu. Jeśli umowa przewiduje np. wkład własny klienta za potencjalne szkody, wówczas preautoryzacją objęta zostanie odpowiednia suma. Ale nawet jeśli wypożyczymy auto w opcji bez wkładu własnego, wypożyczalnia może zablokować środki na poczet zwrotu kosztów za paliwo – na wypadek, gdyby klient nie zwrócił auta z pełnym bakiem, co jest standardowym wymogiem w tej branży. Preautoryzacja pełni tu więc rolę kaucji.
Co do zasady środki na rachunku powinny zostać odblokowane, kiedy ustanie przesłanka do ich blokowania, np. zwrócimy do wypożyczalni samochód w idealnym stanie albo opłacimy pobyt w hotelu. Banki mogą jednak stosować wewnętrzne procedury dotyczące czasu, na jaki środki mogą być zablokowane.
W przeszłości preautoryzacja dostępna była tylko dla posiadaczy kart kredytowych, co wiązało się z ówczesnymi ograniczeniami technologicznymi. Nie było jeszcze znanych nam dziś elektronicznych terminali płatniczych, a tzw. imprintery, zwane też żelazkami. Za ich pomocą sprzedawca robił papierowy odcisk karty płatniczej, który był dowodem transakcji. Dlatego karta musiała być embosowana (wypukła), a takimi były karty kredytowe. Obecnie – w świecie cyfrowym – preautoryzację można przeprowadzić również na karcie debetowej, choć można spotkać jeszcze hotele czy wypożyczalnie, które z różnych powodów akceptują tylko karty kredytowe.
Preautoryzacja to tylko jedna z wielu technologii wspomagających pracę branży HoReCa (hotele, restauracje, catering), ale chroniących również gości.
Wśród nich eksperci Fiserv, właściciela marki PolCard, wymieniają nowoczesne narzędzia do zwiększenia bezpieczeństwa płatności. – Branża hotelowa jest jedną z najbardziej narażonych na oszustwa, ponieważ od klientów często wymagane jest podanie np. numeru karty lub innych danych wrażliwych – mówi Grzegorz Kucaba, dyrektor sprzedaży ds. ecommerce w Fiserv Polska (właściciel marki PolCard).
Przykładem technologii, która może zwiększyć bezpieczeństwo płatności, jest tzw. Generator Linków, który umożliwia generowanie bezpiecznego linku lub kodu QR do płatności, który wysyłany jest klientowi. Link lub kod QR przekierowuje klienta do bramki płatniczej, gdzie może zapłacić, jak lubi lub metodą, do której ma największe zaufanie: kartą, Blikiem czy e-przelewem. Przedsiębiorca dowolnie może określić czas ważności takiego linku i termin zapłaty. W branży hotelarskiej stosowana jest też tokenizacja kart płatniczych, która polega na zastąpieniu rzeczywistych danych karty tokenem, czyli unikalnym ciągiem cyfr.
Inną płatniczą technologią, z jaką można spotkać się podczas zagranicznych wakacji, jest DCC (Dynamic Currency Conversion), czyli dynamiczna wymiana walut. Jeśli za granicą używamy karty kredytowej lub debetowej rozliczanej w złotych, niektóre terminale mogą "zapytać" nas, jak chcemy zapłacić. Pierwsza opcja to płatność w lokalnej walucie. Wówczas transakcja zostanie przewalutowana na zasadach określonych przez bank (po kursie banku lub po niższym kursie np. organizacji płatniczych, ale z dodatkową prowizją za przewaluowanie).
Druga opcja to właśnie DCC. Na terminalu wyświetli się kwota w złotych, jaką finalnie obciążony zostanie nasz rachunek. Ta usługa ma wady i zalety. Zaletą jest to, że od razu widzimy, ile pieniędzy zniknie z konta. Wadą natomiast jest to, że w momencie płacenia właściwie nie wiemy, która opcja jest tańsza.
W sieci można znaleźć dużo ostrzeżeń przed DCC, np. że to opcja o 10-15 proc. droższa niż płatność w walucie kraju, w którym przebywamy. Spędzając niedawno wakacje za granicą korzystałem z dwóch sposobów, a wynik eksperymentu nie prowadził do podobnych wniosków – ostateczny koszt przewalutowania był porównywalny. Ale oczywiście wszystko zależy od tego, jaki przelicznik kursowy stosowany jest w ramach DCC oraz jaki spread i prowizję za przewalutowanie pobiera nasz bank.
Na koniec warto przypomnieć o chargeback, usłudze również zaszytej w kartach płatniczych. To swego rodzaju ubezpieczenie na wypadek, gdy sprzedawca nie wywiąże się z umowy, sprzedając nam np. wybrakowany lub niezgodny z opisem produkt. Chargeback można uruchomić, jeśli wyczerpiemy ścieżkę reklamacyjną z danym sprzedawcą. Wówczas o pomoc w odzyskaniu pieniędzy możemy zwrócić się do banku – wydawcy karty, którą zapłaciliśmy za feralny produkt lub usługę. Może to być np. odwołana wycieczka z powodu bankructwa biura podróży.
Fot. Maciej Bednarek