Wybór odpowiedniej karty na zagraniczne wakacje uchroni nas przed wysokimi kosztami przewalutowania i otworzy dostęp do dodatkowych usług przydatnych podczas wypoczynku
Nic nie stoi na przeszkodzie, by na zagraniczne wakacje wybrać się ze zwykłą kartą debetową – taką, którą na co dzień płacimy w Polsce. Za granicą bez problemu zapłacimy nią w sklepie, restauracji czy wypłacimy gotówkę z bankomatu. Zwykła karta debetowa może nas jednak narazić na niepotrzebne koszty. Od lat na polskim rynku dostępne są specjalne warianty kart debetowych, które lepiej sprawdzą się za granicą – wydawane zarówno przez banki, jak i fintechy. Chodzi o karty walutowe, wielowalutowe lub tzw. bezspreadowe.
Jakie wady ma płacenie standardową kartą debetową? Chodzi przede wszystkim o koszty przewalutowania. Transakcja w obcej walucie wymaga wymiany złotych np. na euro. Banki stosują dwa główne mechanizmy. Pierwszy polega na przewalutowaniu transakcji po kursie banku, który może być o kilkadziesiąt groszy wyższy niż kurs z rynku międzybankowego, a więc najniższy osiągalny kurs w danym momencie. Drugi sposób to przewalutowanie transakcji po kursie z rynku międzybankowego, ale z dodaniem prowizji za przewalutowanie, która może sięgać 3-6 proc. przewalutowanej kwoty.
Jak tego uniknąć? Jednym ze sposobów jest wyrobienie karty walutowej powiązanej z rachunkiem walutowym. By płacić taką kartą, najpierw trzeba zasilić rachunek euro, dolarami czy funtami brytyjskimi. Wtedy nie ponosimy kosztów przewalutowania, bo płacimy bezpośrednio w danej walucie.
Ale może być jeszcze prościej. Już wielu od lat w ofercie banków komercyjnych, ale też finansowych fintechów, są tzw. karty wielowalutowe. To nic innego jak standardowa karta debetowa, którą na co dzień płacimy w Polsce. Różnica polega na tym, że karta wielowalutowa podpięta jest do kilku rachunków walutowych. Standardowo to rachunek w euro, dolarach czy funtach, ale niektóre banki i fintechy oferują kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt rachunków walutowych.
Jeśli płacimy bezgotówkowo np. w strefie euro, karta wielowalutowa automatycznie przełącza się w tryb euro – środki pobierane są z subkonta w euro, a więc – podobnie jak w przypadku kart walutowych – unikamy kosztów przewalutowania. Rzecz jasna, wcześniej subkonta walutowe trzeba zasilić, ale tu z pomocą przychodzą bankowe kantory wymiany walut, dzięki którym dewizy można kupić po preferencyjnych kursach zbliżonych do obowiązujących na rynku międzybankowym.
Płacąc kartą wielowalutową trzeba pamiętać o tym, by na subkoncie znajdowała się kwota pozwalająca na pokrycie całej transakcji. Jeśli np. rachunek w restauracji opiewa na 50 euro, a na subkoncie mamy 40 euro, wówczas płatność zostanie przeprocesowana za pośrednictwem rachunku złotowego, a więc poniesiemy dodatkowe koszty przewalutowania.
Kolejnym sposobem na uniknięcie kosztów przewalutowania są tzw. karty bezspreadowe. Tę funkcję mogą pełnić karty debetowe i kredytowe. Ich zaletą jest to, że nie trzeba zakładać kont czy subkont walutowych. Sekret tkwi w sposobie przewalutowania transakcji, a więc po kursie z rynku międzybankowego czy równie atrakcyjnych kursów wymiany oferowanych przez organizacje płatnicze.
Ale żeby karta spełniała definicję karty bezspreadowej, bank czy inny wydawca nie może pobierać prowizji za przewalutowanie. W efekcie użytkownik karty podczas transakcji wymienia walutę po aktualnie najkorzystniejszym kursie. Przykładem karty bezspreadowej jest debetowa Karta Otwarta na Świat wydawana przez Bank BNP Paribas. Pozwala ona na przewalutowanie po kursie Mastercarda 160 walut bez dodatkowych kosztów. Z kolei z Kartą Visa Świat Intensive od mBanku na tych zasadach można płacić w blisko 180 walutach.
Wybierając się na zagraniczne wakacje, warto mieć też w portfelu kartę kredytową. Ponieważ to forma kredytu, może zapewnić dodatkowe finansowanie. Poza tym karta kredytowa posiada funkcję tzw. preautoryzacji, czyli czasowej blokady środków na rachunku. To opcja, której mogą wymagać jeszcze np. wypożyczalnie samochodów czy skuterów oraz niektóre hotele.
Ale siła kart kredytowych podczas wakacji tkwi przede wszystkim w ich usługach dodatkowych. Oczywiście karta karcie nierówna. Im droższa i bardziej prestiżowa, tym zakres bonusów większy. Niektóre banki wręcz "szyją" karty pod potrzeby turystów.
Np. Karta Kredytowa z Żubrem wydawana przez Pekao oferuje zwrot części wydatków (maksymalnie 240 zł rocznie) za korzystanie z płatnych autostrad, moneyback np. za zakup biletów lotniczych czy rezerwację hotelu, możliwość skorzystania z saloników lotniskowych w przypadku opóźnienia lotu. Od lutego 2024 r. karta kredytowa Pekao jest też przepustką do programu Miles&More. Dzięki temu podczas robienia codziennych zakupów pozwala zbierać punkty, które można zamienić m.in. na bilety lotnicze (wcześniej program Miles&More był dostępny m.in. dla klientów mBanku i Citi Handlowy).
Warto pamiętać, że każda karta – debetowa, kredytowa, wielowalutowa czy bezspreadowa – objęta jest usługą chargeback, czyli swego rodzaju ubezpieczeniem. Ułatwia ona odzyskanie pieniędzy za płatności dokonane kartą w sytuacji, kiedy sprzedawca nie wywiąże się z umowy. Chargeback może być więc finansowym ratunkiem na wypadek bankructwa biura podróży.
Fot. Maciej Bednarek