Przedstawiciele fintechów dają kredyt zaufania nowym władzom departamentu ds. fintech w KNF, ale nie spodziewają się cudów
Wczoraj w siedzibie Komisji Nadzoru Finansowego odbyło się spotkanie władz działającego w Urzędzie KNF departamentu ds. innowacji finansowych z przedstawicielami branży fintech. Było to pierwsze tego rodzaju spotkanie po zmianie na stanowisku dyrektora departamentu, którym od początku października tego roku jest Zbigniew Wiliński.
I tak, Wiliński zadeklarował chęć reaktywacji zespołu roboczego do spraw fintech. W jego skład wchodzą przedstawiciele KNF, Ministerstwa Finansów i innych urzędów centralnych a także firm działających w branży. Zespół miał opracować sposoby usuwania barier dla rozwoju fintechu w Polsce. Powstał w czasach, gdy szefem KNF był Marek Chrzanowski, ale szybko o nim zapomniano. Teraz ma znów pracować i ułatwić komunikację między nadzorcą a rynkiem.
Nowy dyrektor ds. fintechu w KNF zadeklarował też powrót do dialogu z firmami i instytucjami zaangażowanymi w rozwój tej branży w Polsce. Na nowo ma zostać uruchomiona procedura zgłaszania barier stojących na drodze do rozwoju fitechu w Polsce, a te zidentyfikowane mają być usuwane na różne sposoby, także w drodze zmiany przepisów prawa. Pod koniec przyszłego roku ma zostać przygotowany też kolejny raport na temat fintechu nad Wisłą.
I wszystko bardzo pięknie, tylko ile razy ja to już słyszałem? Podobne nowe otwarcia polskiego nadzoru na problemy branży fintech zapowiadano już po objęciu funkcji przewodniczącego KNF przez Marka Chrzanowskiego a później po utworzeniu departamentu innowacji finansowych i mianowaniu jego szefem Artura Granickiego. W zasadzie nie pozwolono się mu wykazać, bo po rezygnacji Chrzanowskiego i powołaniu nowych władz KNF stracił swoje stanowisko. Nowe podejście do fintechu zapowiadała także Magdalena Borowik, która wiosną bieżącego roku zastąpiła Granickiego. Teraz zapowiada je Zbigniew Wiliński.
A tymczasem postępowanie nad wnioskiem o zezwolenie na prowadzenie działalności jako krajowa instytucja płatnicza (podstawowa licencja o jaką ubiegają się fintechy) jak trwało miesiącami a nawet latami, wciąż tyle trwa. Ważniejsza od licencji KIP, licencja instytucji pieniądza elektronicznego to w Polsce biały kruk. Przyznano ją, uwaga, tylko jedną. I, co ciekawe, KNF udzielając jej parę miesięcy temu spółce Billon uznał to za swój sukces. Wreszcie w oparciu o nowe usługi wprowadzone przez dyrektywę PSD II (tzw. usługi AIS i PIS wykorzystujące dostęp do danych bankowych) mogą działać jedynie cztery firmy z Polski. Reszta może tylko patrzeć na działania zagranicznej konkurencji, która nie musi pytać o zgodę KNF-u w tej sprawie.
Ale przedstawiciele branży fintech, z którymi rozmawiałem na temat kolejnego, nowego otwarcia KNF-u, po raz enty wyrażają nadzieję, że tym razem wreszcie się uda. I deklarują, że dają kredyt zaufania Zbigniewowi Willińskiemu, którego chwalą m.in. za merytoryczne przygotowanie i otwartość na dialog. Nie spodziewają się jednak cudów, bo wiedzą, że sam Wiliński ich nie zdziała, a poza nim niewiele osób w administracji państwowej w ogóle wie, czym jest fintech. Wypada więc do tych nadziei się przyłączyć, choć z każdym kolejnym, nowym otwarciem KNF-u na branżę fintech jego ostateczne rezultaty stają się do bólu przewidywalne.