Trwa promocja w Taxify i mytaxi. Uber kusi wysokimi premiami za przyciągnięcie kierowców i zmaga się z kłopotami, nie tylko w Polsce
Jeden samochód Ubera i dwa należące do innych przewoźników zostały podpalone w biznesowej dzielnicy Johannesburga w RPA. Wszyscy kierowcy zdążyli uciec – donosi Reuters. Agencja podaje, że samochody oczekiwały na pasażerów w pobliżu stacji metra, w strefie popularnej wśród taksówkarzy, gdzie wcześniej już dochodziło do ataków na samochody Ubera. Na razie nie wiadomo, kto podpalił auta. Jednak przedstawiciel lokalnej policji uważa, że zdarzenie może mieć związek z konfliktem między licencjonowanymi taksówkarzami a osobami współpracującymi z Uberem. Firma zwróciła się do rządu o podjęcie działań, które mają zapobiec kolejnym atakom. Minister transportu zadeklarował, że winni staną przed sądem.
W Polsce także toczy się spór o to, czy Uber prowadzi działalność wykorzystując lukę w przepisach, czy po prostu je łamie oferując przewozy zamawiane w aplikacji. Ministerstwo transportu przygotowało projekt ustawy, w którym próbuje uregulować rynek tego rodzaju usług między innymi wprowadzając licencje. Jednak nie brakuje głosów krytycznych, że resort proponując obostrzenia stanął po stronie taksówkarzy, a nie klientów, którzy skorzystali na zliberalizowaniu rynku przewozów w dużych miastach.
Sytuację Ubera komplikują także działania konkurencji. Po zyskaniu chińskiego dofinansowania, agresywną wojnę cenową w stolicy rozpoczęło z początkiem września Taxify, które dopłaca współpracującym z nim kierowcom nawet 720 zł tygodniowo. Na jego liczne promocje właśnie odpowiedziała korporacja mytaxi. Jej klienci znowu mogą się cieszyć przejazdami za połowę ceny. Są także zachęcani do zbierania kodów, które powodują de facto, że co drugi przejazd może być za darmo. Natomiast Uber ogłosił niedawno, że we wrześniu przyzna wybranym kierowcom, którzy przyciągną do firmy nowych współpracowników, nagrody w wysokości od 100 do 1000 zł.