W mijającym tygodniu do grona instytucji oferujących własny system płatności mobilnych dołączył amerykański Citibank. Tak, będzie mieć Citi Pay
Nie wiem, czy będę w stanie wyliczyć z pamięci wszystkie systemy ze słowem "pay" w nazwie, które pojawiły się na rynku w ciągu minionych dwóch lat. Te najważniejsze to oczywiście Apple Pay, Samsung Pay i Android Pay. Druga liga to LG Pay, Mi Pay, Walmart Pay, Alipay. A na horyzoncie są kolejne, jak choćby cyfrowe portfele wprowadzane przez hiszpańskiego właściciela sklepów Zara czy francuską sieć marketów Carrefour. Teraz własny "pay" będzie mieć także Citibank.
Kilka dni temu Amerykanie poinformowali, że wprowadzą na rynek Citi Pay. System będzie przeznaczony dla użytkowników smartfonów z systemem Android i w sklepach stacjonarnych będzie pozwalał na dokonywanie mobilnych płatności zbliżeniowych. Natomiast w środowisku e-commerce transakcje będą obsługiwane przez dostarczany przez Mastercarda cyfrowy portfel Masterpass. Z przekazanych informacji wynika, że Citi Pay już w przyszłym roku wystartuje w Stanach Zjednoczonych. Wkrótce dostępny będzie w Singapurze, Australii i Meksyku.
Przeczytajcie także: Cyfryzacja może zakończyć się spektakularną klapą
W tym szaleństwie "pay"-ów łatwo przeoczyć, że jest coś, co projekt Citibanku odróżnia od pozostałych wymienionych przeze mnie systemów. Większość mobilnych rozwiązań płatniczych to portfele wprowadzane przez producentów urządzeń lub oprogramowania, do których podpinane są karty różnych banków. W przypadku Citibanku to on jest wydawcą kart używanych do transakcji mobilnych. W praktyce więc Citi Pay to znane z polskiego rynku płatności HCE, tyle że z fajniejszą, bardziej zrozumiałą dla konsumentów nazwą.
I teraz pora postawić po raz kolejny pytanie, które zadaję sobie od co najmniej kilkunastu miesięcy: jaką korzyść z punktu widzenia klienta banku daje mu takie rozwiązanie jak Samsung Pay czy Android Pay, jeżeli jego bank oferuje już HCE? Rozumiem, że na rynkach, na których bankom nieśpieszno do wprowadzania nowinek technologicznych pod własną marką takie systemy są jedynym sposobem na płatności mobilne. W Polsce jednak ten problem póki co nie istnieje, bo to banki są liderami innowacji na rynku usług finansowych. Taki Android Pay, którego start ma zostać ogłoszony w najbliższą środę, będzie miał więc ciężki początek.
Przeczytajcie także: Klient polskiego banku jest jak ofiara porwania
Ktoś może oczywiście powiedzieć, że systemy płatności oferowane przez firmy niezależne od banków mają tę przewagę nad HCE, że umożliwiają podpinanie do nich kart różnych banków. A to pozwala na w miarę swobodną zmianę źródła pieniądza w razie potrzeby. No tak, tylko ilu jest klientów, którzy dziś aktywnie korzystają z rachunków i kart więcej niż jednego banku? Danych precyzyjnych nie mam, ale podświadomie czuję, że takie osoby stanowią zdecydowaną mniejszość. A większość korzysta na co dzień z karty jednego banku. Tej większości zwykłe HCE zintegrowane z aplikacją bankową całkowicie wystarczy.
Nie wiem, jak będzie na innych rynkach. Wydaje mi się jednak, że w Polsce takie rozwiązania jak Samsung Pay czy Android Pay mogą mieć swoje pięć minut wynikające z medialnego szumu, który tworzy się wokół ich debiutu. W dłuższym okresie nie wytrzymają jednak zderzenia z prozą życia. Takie błahe w gruncie rzeczy wydarzenie, jak zmiana telefonu wynikająca z jego naturalnego zużycia może oznaczać, że konsument nigdy nie wróci do raz aktywowanego już "pay"-a. Bank zmienia się trudniej i rzadziej niż telefon.
W tym kontekście rzecz jasna oddzielnie rozpatrywać należałoby Apple Pay, bo producent urządzeń wciąż broni się przed otwarciem dostępu do niego dostawcom zewnętrznym. I to powoduje, że póki co spośród wszystkich "pay"-ów to Apple Pay ma najwięcej sensu. Ale mam wrażenie, że ta sytuacja nie będzie trwać wiecznie.