Wciąż jednak jej udział w całości wynosi mniej niż 2 proc.
Stołeczny Zarząd Transportu Miejskiego opublikował dane na temat sprzedaży biletów komunikacyjnych. W styczniu tego roku na rynku znalazło się ok. 6,3 mln biletów. Z tego poprzez operatorów płatności mobilnych takich jak mPay, moBilet i SkyCash, kupiono 113497 biletów. Dla porównania w styczniu 2012 roku poprzez kanał mobilny sprzedano ich 40,1 tys. To oznacza wzrost w horyzoncie trzyletnim o ponad 280 proc.
Dynamika wzrostu jest imponująca. Martwi jednak wciąż niewielki udział płatności mobilnych w całości sprzedaży. Co może być tego przyczyną?
Wydaje się, że na popularność tego rozwiązania wpływ ma kilka czynników: korzyści dla użytkownika, ograniczenia nowego instrumentu oraz gotowość rynku na jego akceptację.
Do korzyści płatności mobilnych na pewno zaliczyć należy możliwość zakupu biletu bez konieczności poszukiwania stacjonarnego punktu sprzedaży. Po stronie ograniczeń zaś wymienić trzeba choćby problemy z zakupem przy braku zasięgu sieci komórkowej lub wyczerpanej baterii w telefonie. Bilans korzyści nie jest więc jednoznaczny i zależy od osobistych preferencji użytkownika.
Te osobiste preferencje zaliczyłbym do trzeciej grupy cech decydujących o powodzeniu nowej usługi - gotowości rynku na nowy instrument. Dopiero w ostatnich dwóch latach możemy mówić o nasyceniu rynku smartfonami.Nie oznacza to jednak, że wszyscy użytkownicy korzystają już z internetu w komórce oraz z aplikacji mobilnych. Przyjąłbym, że statystyczny pasażer ma podejście konserwatywne do tego tematu. Musi więc znaleźć wyraźne korzyści by zmienić swoje przyzwyczajenia i dotychczasowy sposób kupowania biletów, który jest mu znany i spełnia swoją rolę.
Przeczytaj także: Bilety na Intercity wkrótce w aplikacji Call Pay
Takie korzyści były widoczne w 2008 roku, gdy mobilna sprzedaż ruszała a tradycyjne bilety dostępne były prawie wyłącznie w kioskach. Płatności komórką uniezależniały więc pasażerów od konieczności posiadania zapasu tradycyjnych biletów, np. na wypadek podróży nocą, gdy handel nie pracuje.
Od tego czasu jednak ZTM wybudował sieć automatów przy przystankach oraz w autobusach, co znacznie poprawiło dostępność do biletów. Przewaga płatności mobilnych nad sprzedażą tradycyjną zmniejszyła się więc a wzrost liczby transakcji przez smartfony wiązałbym z generyczną zmianą sposobu korzystania z telefonów komórkowych.
Przeczytaj także: Pierwsza aplikacja bankowa w Polsce, do której zalogujesz się odciskiem palca
Przyspieszenie tego wzrostu jest oczywiście możliwe, ale przy znacznym zwiększeniu nakładów marketingowych na edukację i promocję. Przykładem jak to robić może być sukces płatności zbliżeniowych. Operatorzy płatności mobilnych nie dysponują jednak budżetami, jakie organizacje płatnicze i banki wyłożyły na promocję kart bezstykowych.
Osobiście dziwi mnie natomiast podejście ZTM do płatności mobilnych. Czemu nie promuje tego kanału sprzedaży, a jedynie ogranicza się do umożliwienia działalności niezależnym podmiotom? Dotyczy to zresztą również Zarządu Dróg Miejskich odpowiedzialnego za płatne strefy parkowania oraz ich odpowiedników w innych miastach.
Dzisiaj całkowity koszt jaki spółki miejskie ponoszą na obsługę sprzedaży biletów mobilnych stanowi kilkuprocentowa prowizja od transakcji. Inaczej niż to jest w tradycyjnych kanałach sprzedaży, nie ponoszą żadnych kosztów na budowę i eksploatację infrastruktury, która pochłania nieraz ponad połowę wpływów ze sprzedaży biletów.
Z doświadczeń płatności mobilnych powinny korzystać Polski Standard Płatności i banki tworzące system płatności Blik. Instytucje te również będą musiały przełamać barierę gotowości rynku do adopcji nowego rozwiązania. Jeżeli klienci zauważą wyraźniejsze korzyści względem już istniejących kart i płatności internetowych, to bankowcy będą mogli zaoszczędzić na wydatkach na promocję nowego systemu.
Autor od 2008 r. w firmie mPay. Współtworzył w Polsce rynek płatności telefonem komórkowym. Wcześniej, od 1996 r. był związany z rynkiem telekomunikacyjnym m.in.: Telekomunikacja Polska., Polska Telefonia Cyfrowa (ERA GSM). Jest ekspertem strategii oraz rozwoju produktów. Posiada stopień doktora nauk technicznych uzyskany na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej.