Uchwała SN kwestionuje jedną z zasad zawartych w rekomendacjach likwidacyjnych KNF-u, która wprost zakazuje uwzględniania upustów
Sąd Najwyższy opublikował uzasadnienie do uchwały dotyczącej stosowania przez ubezpieczycieli rabatów przy wyliczaniu odszkodowania metodą kosztorysową. W ocenie SN nie ma ku temu przeciwwskazań, jeśli tylko ceny z uwzględnieniem upustów są faktycznie stosowane przez zakład ubezpieczeń na rynku lokalnym, a poszkodowany nie będzie miał szczególnych trudności, by z takich cen skorzystać. Tym samym Sąd podważył zasadność jednej z rekomendacji likwidacyjnych KNF, która wprost zakazuje stosowania rabatów i ulg w wycenach (rekomendacja 17.3).
Czego dotyczy problem? Przy likwidacji szkody z ubezpieczenia OC poszkodowany może wybrać, czy chce oddać auto do warsztatu, który naprawi pojazd i rozliczy się z ubezpieczycielem, czy też woli dostać pieniądze do ręki i samemu zorganizować naprawę (całościową, częściową lub w ogóle z niej zrezygnować, zachowując środki z odszkodowania). Jeśli wybierze tę drugą opcję, ubezpieczyciel przygotowuje kosztorys, na podstawie którego ustala wartość wypłaty. Zawsze jest to wartość w pewnym stopniu hipotetyczna, niemniej oparta na cennikach napraw, części i doświadczeniach ubezpieczycieli z likwidacji szkód. W obowiązujących od 1 listopada rekomendacjach likwidacyjnych KNF zabronił ubezpieczycielom stosowania w tych kalkulacjach stawek uwzględniających rabaty, jakie towarzystwa mają wynegocjowane z warsztatami czy punktami sprzedaży.
Ubezpieczyciele próbowali przekonać nadzorcę, że stosowanie wyższych stawek przeczy zasadzie, zgodnie z którą odszkodowanie powinno pokrywać tylko niezbędne i ekonomicznie uzasadnione koszty naprawy – skoro bowiem są w stanie zapewnić klientowi dostęp do części w niższej cenie, to czemu mieliby wypłacać kwoty odpowiadające cenom wyższym czy nawet zawyżonym. Nadzorca pozostał jednak nieugięty, dyskutowany na etapie projektu zapis pozostał niezmieniony w ostatecznej wersji dokumentu, a swoje stanowisko autorzy rekomendacji tłumaczyli m.in. linią orzeczniczą sądów.
Linia ta nie jest jednak spójna, co pokazuje chociażby fakt, że jeden z sądów powszechnych zwrócił się z prośbą o rozstrzygnięcie wątpliwości w tej sprawie do Sądu Najwyższego, czego efektem jest wspominana na wstępie uchwała. SN stwierdza w niej, że w żadnym wypadku rabaty nie powinny być uwzględniane w kosztorysach w sposób automatyczny, ale nie należy też z góry wykluczać możliwości ich stosowania. "Jeśli zatem ceny z uwzględnieniem rabatów i ulg są faktycznie stosowane przez zakład ubezpieczeń za pośrednictwem współpracującej z nim i dostatecznie rozbudowanej na rynku lokalnym sieci warsztatów naprawczych i sklepów z częściami zamiennymi, to tak rozumiane ceny mogą stanowić niezbędne i ekonomicznie uzasadnione koszty naprawy" – czytam w uzasadnieniu uchwały.
A ponieważ rekomendacje nie stanowią prawa, a jedynie zbiór zaleceń opartych na prawie i orzecznictwie, to sporna rekomendacja 17.3 po uchwale SN w zasadzie traci rację bytu. Ubezpieczyciele powinni się jednak jeszcze wstrzymać ze świętowaniem, bo z wnioskiem o uchwałę w tym samym temacie wystąpił do Sądu Najwyższego również Rzecznik Finansowy. Ciekawe, czy siedmioosobowy skład sędziowski dojdzie do takich samych wniosków jak ten trzyosobowy.
Jednocześnie warto zderzyć te rozważania teoretyczne z praktyką rynkową. Czy klienci wybierający metodę kosztorysową są stratni? Zapytałam o odnośne dane dyrektora zarządzającego likwidacją szkód u jednego z ubezpieczycieli. Okazuje się, że własne decyzje poszkodowanych zdają się przeczyć tej tezie. Przy likwidacji szkód z OC ok. 50 proc. klientów wybiera metodę kosztorysową, na oddanie rozliczenia warsztatowi decyduje się 35 proc. (pozostałe 15 proc. to szkody całkowite). Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że gdyby kosztorysy nie były dla klientów opłacalne, to większy odsetek klientów wstawiałby auto do warsztatu i nie przejmował się kosztami. Co więcej, poszkodowany, który zdecyduje się na kosztorys, ma prawo po dokonaniu naprawy wrócić do ubezpieczyciela z fakturami i zażądać dopłaty, jeśli odszkodowanie nie wystarczyło na pokrycie kosztów. Przenosząc tę zasadę na grunt spornej rekomendacji – jeśli wypłata wyliczona na podstawie cen części z rabatami nie pozwala na zrekompensowanie w pełni naprawy pojazdu, klient może zawsze przedstawić ubezpieczycielowi faktury za rzeczywiście poniesione koszty. Furtka dla poszkodowanych zatem zawsze jest otwarta, a wprowadzanie odpowiedniej rekomendacji miałoby sens wtedy, gdyby klienci musieli masowo z tej furtki korzystać. Jak jednak pokazują doświadczenia mojego rozmówcy – klienci kosztorysowi nie wracają z fakturami ubiegać się o dopłatę do świadczenia.
Niemniej słusznie zwraca uwagę SN, że uwzględnianie korzystniejszych stawek nie powinno się też odbywać automatycznie. Na pewno dla ubezpieczycieli wygodna byłaby opcja systemowego obniżania odszkodowania w każdej sprawie. Ale SN jasno wskazuje, że cena z rabatem może być uwzględniona, jeśli klient rzeczywiście jest w stanie kupić daną część za taką kwotę.
Czas pokaże, jak KNF zareaguje na stanowisko Sądu Najwyższego i czy wprowadzi zmianę do swoich rekomendacji. Na razie ubezpieczyciele powinni się do nich stosować lub wyjaśnić, dlaczego się nie stosują – wydaje się, że akurat w punkcie 17.3 mają dość dobre uzasadnienie w postaci uchwały SN.
Jednocześnie warto odnotować, że choć rekomendacja dotycząca niestosowania upustów nie była jedynym zaleceniem, które budziło zastrzeżenia ubezpieczycieli, to jednak dość pokornie dostosowali się do wymogów nadzorcy (przynajmniej na poziomie deklaratywnym). KNF opublikował niedawno informację o ubezpieczycielach, którzy na dzień 1 listopada (a więc termin wejścia w życie rekomendacji) nie stosowali się do ich wybranych zapisów. Na liście jest co prawda 16 podmiotów, ale znaczna część z nich przyznaje się jedynie do opóźnień w pracach, w dużej mierze na tę chwilę już nadrobionych. Część firm informuje zaś o niewdrożeniu w praktyce wybranych rekomendacji ze względu na niewielką skalę działania.
Konkretną polemikę z nadzorcą nawiązała jedynie Warta, wskazując, które zalecenia KNF-u nie przystają do realiów rynku albo nie poprawiają w żaden sposób sytuacji klienta. Wśród takich wymogów znaleźć można chociażby konieczność informowania klienta o okresie gwarancji na poszczególne części czy wskazywania ich producenta (a nie tylko dostawcy). Tych informacji zazwyczaj nie ma w systemach eksperckich, z których korzystają ubezpieczyciele. A więc nie dość, że wiedza ta nie ma praktycznego znaczenia dla klienta, to jeszcze ubezpieczyciele nie mają odpowiednich narzędzi, by takie dane przekazywać. Co ciekawe, tylko kilku przyznało się, że ma z tym problem. Co – w moim odczuciu – pokazuje, że realny poziom implementacji rekomendacji może być zupełnie inny od tego deklaratywnego. Pewnie KNF miałby się o co przyczepić podczas kontroli… Aczkolwiek lepiej by było, gdyby nadzorca skupił się na ukróceniu praktyk, które rzeczywiście szkodzą poszkodowanym, a nie na literalnym stosowaniu stworzonych przez siebie rekomendacji. Zwłaszcza że skłonność ubezpieczycieli do "poszukiwania oszczędności" może się w najbliższym czasie zwiększyć – przy ciągle rosnącej średniej wartości szkody ubezpieczyciele komunikacyjni wciąż nie podnoszą składek. Jeśli wojna cenowa się nie skończy, na pewno zwiększy się presja na likwidatorów, by obcinać odszkodowania.