Giełda kryptowalut FTX ogłosiła bankructwo 11 listopada. Teraz na Bahamach został aresztowany jej założyciel
Sektor kryptowalut żyje od listopada w zasadzie jedną sprawą – giełdy FTX i kolejnymi doniesieniami o kulisach biznesu założonego przez Sama Bankmana-Frieda. Działająca od 2019 roku giełda kryptowalut szybko się rozwijała. "Forbes" szacował, że jeszcze na początku 2022 roku jej wycena sięgała 40 mld dolarów i była trzecią co do wielkości giełdą handlującą kryptowalutami na świecie. Z kolei majątek Bankmana-Frieda, czy też SBF (akronim od jego imienia i nazwiska), według tego magazynu w tym roku wynosił 24 mld dol., a on sam trafił na okładkę "Forbesa" jako jeden z najmłodszych miliarderów na świecie.
Jednak zarówno po FTX, jak i majątku SBF oraz inwestujących na tej giełdzie, zaraz może nie być śladu. Zanim nastąpił feralny 11 listopada, gdy FTX ogłosiła upadłość, doszło do serii zdarzeń, które zwiastowały katastrofę. W dół poszły tokeny FTT skorelowane z giełdą FTX (spadki notowały też inne znane kryptowaluty, jak Bitcoin czy Ethereum). W międzyczasie pojawiły się doniesienia, że FTX bierze kredyty pod zastaw tokenów FTT, które wypuszcza.
Pomocnej dłoni nie wyciągnął do giełdy jej konkurent Binance, który początkowo był zainteresowany zakupem FTX, ale wycofał się z tego pomysłu. Wątek Binance jest zresztą jeszcze bardziej skomplikowany, bo to giełda, którą kieruje Changpend Zhao, a która miała 20 proc. udziałów FTX. Później Bankman-Fried wykupił je, ale zapłacił za to m.in. tokenami FTT (tak, tymi, z którymi jego giełda była związana). Więc gdy Zhao na początku listopada ogłosił, że rusza z wyprzedażą FTT, nie zabrakło sugestii, że szef Binance próbuje w ten sposób "wykończyć" rywala, bo wartość tokena poleciała w dół.
Wtedy jednak nie było do końca wiadomo, jak dalej potoczą się losy biznesu i jaka jest skala problemów – i nie tylko – giełdy. Zanim złożony został wniosek o upadłość, klienci zaczęli wycofywać środki z FTX – w 72 godziny wypłacono 6 miliardów dolarów.
Już po 11 listopada, gdy FTX złożyła oficjalny wniosek upadłościowy, światło dziennie ujrzały nowe informacje. Okazało się, że pieniądze i aktywa z giełdy trafiają do Alameda Research, spółki, którą zakładał Sam Bankman-Fried, kierowanej przez jego partnerkę, a zajmującej się... handlem kryptowalutami.
Ustalenia agencji Reutera czy "Wall Street Journal" wskazują na to, że przed upadkiem z giełdy wyprowadzono nawet 10 mld dolarów, właśnie do Alamedy. Z kolei po ogłoszeniu upadłości około miliarda (pojawiają się też doniesienia o dwóch mld) dolarów funduszy klientów wyparowało z giełdy i kont. Nikt nie wie, gdzie zaginęły, także Bankman-Fried. Podsumowując: wszystkie znaki wskazują na to, że FTX i Alameda oraz inne powiązane spółki były de facto piramidą finansową.
Po upadku FTX Bankman-Fried zrezygnował ze stanowiska szefa spółki, w tym czasie przebywał na Bahamach, gdzie zresztą zarejestrowana jest firma. Przez kilka tygodni trwał festiwal doniesień o dziwnych transakcjach, znikających środkach czy podejrzanych koneksjach wszystkich gałęzi biznesu FTX (wniosek o upadłość objął 130 różnych podmiotów powiązanych z firmą). Dotąd nie wiadomo, ile pieniędzy uda się jeszcze odzyskać. Choćby dlatego, że trudno odnaleźć dokumenty finansowe FTX – firma niespecjalnie przykładała się do prowadzenia księgowości.
Miesiąc po wybuchu skandalu, 12 grudnia Sam Bankman-Fried został aresztowany na wniosek władz USA. Jest oskarżany o pranie brudnych pieniędzy, oszustwa finansowe, sprzeniewierzenie pieniędzy klientów i wprowadzanie ich w błąd. Stało się to na dzień przed tym, gdy miał zeznawać przed komisją amerykańskiej Izby Reprezentantów. "Forbes" rozmawiał po upadku FTX z Bankmanem-Friedem, który o problemy oskarża Changpenga Zhao, mówiąc, że ten go "rozegrał". Gazeta dotarła też, do roboczej treści zeznania, które miał przedstawić upadły "król kryptowalut" przed komisją. Miał zacząć je od słów: "Chciałbym zacząć, oficjalnie przyznając pod przysięgą, że spie*******".
Fot. Cointelegraph, CC BY 3.0, via Wikimedia Commons