Odkładane środki mają pochodzić między innymi z kwot uzyskiwanych z moneybacku
"Emerytura, czy już na nią odkładasz?" – tym hasłem reklamują się twórcy aplikacji Lilly. Jej obsługa ma być banalnie prosta: wystarczy podłączyć swoje konta bankowe i karty do aplikacji, a ta rozpocznie monitoring wydatków i zobowiązań oraz ułatwi odkładanie pieniędzy. Gromadzenie oszczędności ma jednak przebiegać dosyć nietypowo.
Zwykle tego typu "skarbonki" działają w ten sposób, że kwota do zapłaty np. za zakupy jest zaokrąglana, a różnica trafia na oddzielne konto, gdzie zbierane są środki. W przypadku Lilly wpływy mają pochodzić ze wszystkich programów lojalnościowych, moneybacku (zwrot części wydanych środków), klienta. Tak odłożone pieniądze mają być oszczędzane na emeryturę, na przykład mogą trafić na emerytalne konto oszczędnościowe IRA (Individual Retirement Account).
Fintech chwali się, że jego apka współpracuje z ponad 10 tys. różnych instytucji, które świadczą usługi finansowe. Na razie nie wyznaczono daty startu aplikacji, trwają beta testy. Wiadomo natomiast, że usługi od Lilly będą kosztowały co najmniej 5 dolarów miesięcznie i będą dostępne wyłącznie w Stanach Zjednoczonych.
Twórcami aplikacji są trzej doświadczeni projektanci i inżynierowie, którzy pracowali wcześniej w PayPalu czy Microsofcie. Jak tłumaczą, apka ma stanowić alternatywę dla osób o mniejszych zarobkach, które nie mogą sobie pozwolić na to, by np. inwestować w fundusze czy akcje.