Ubezpieczenia on demand to krótkoterminowe umowy o wąskim zakresie, w których ochronę łatwo można włączyć, gdy ryzyko wystąpienia szkody wzrasta, a następnie wyłączyć przy niskim ryzyku, by nie płacić niepotrzebnie
W ubezpieczeniach majątkowych większość umów zawierana jest z rocznym okresem ochrony. Patrząc chociażby na najbardziej powszechne produkty dla klientów indywidualnych: raz na rok kupuje się polisę na auto czy zawiera umowę ubezpieczenia mieszkania.
Nieco inaczej jest w przypadku innego popularnego produktu – ubezpieczeń turystycznych. Można też kupić ochronę na cały rok, jeśli ktoś planuje często podróżować, ale większość klientów decyduje się na polisę na czas zagranicznego wyjazdu wakacyjnego lub narciarskiego, bo po co płacić za ochronę wtedy, kiedy się jej nie potrzebuje. Taka właśnie myśl stoi też za ubezpieczeniami na żądanie, które – choć koncepcyjnie ciekawe – jak na razie nie przyjęły się na szerszą skalę. Ubezpieczenia on demand to krótkoterminowe umowy o wąskim zakresie, w których ochronę łatwo można włączyć, gdy ryzyko wystąpienia szkody wzrasta, a następnie wyłączyć, by nie płacić składki, gdy prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zdarzenia jest mniejsze.
Jako pierwszy takie nowe podejście do ubezpieczeń zaprezentował kilka lat temu insurtech Trov. Za pomocą aplikacji klient mógł dodawać rzeczy, które chciał objąć ubezpieczeniem, a następnie w swoim smartfonie włączał i wyłączał ochronę – np. roweru na dłuższą wycieczkę, nart na weekendowy wypad w góry, aparatu fotograficznego przed wyjściem na koncert. Co ciekawe, dziś insurtech nie oferuje już samodzielnie tego typu ochrony, proponuje natomiast swoje usługi firmom, które chcą skorzystać z jego technologii i sprzedawać ubezpieczenia on demand pod swoją własną marką.
Wpisana w ofertę on demand łatwość w obsłudze oraz elastyczność to podstawowe zalety tego typu ubezpieczeń. Elastyczność rozumiana jako możliwość objęcia ochroną wybranego cennego przedmiotu i to na czas, kiedy taka ochrona jest w ocenie klienta potrzebna. A czemu w takich sytuacjach nie zdecydować się na roczną polisę, zapewniającą spokój na dłuższy czas? Argumentem ma tu być wysokość składki, wszak płaci się wtedy tylko za kilka dni czy tygodni, a nie za 365 dni.
Warto jednak zwrócić uwagę, że cena ubezpieczenia krótkoterminowego nigdy nie będzie proporcjonalna względem oferty całorocznej. Dostrzegalne jest tu bowiem zjawisko tzw. antyselekcji, czyli zgłaszania do ubezpieczenia w sytuacji, gdy ryzyko jest istotnie wyższe niż zazwyczaj. To logiczne, że na ochronę on demand klient decyduje się właśnie wtedy, gdy uznaje, że przykładowo jego narty mogą zostać uszkodzone, bo rusza na stok. Podczas gdy przez pozostałe 50 tygodni w roku bezpiecznie leżą w szafie. Ubezpieczyciele oczywiście biorą ten mechanizm pod uwagę przy ustalaniu wysokości składki – tak w ochronie rocznej, gdzie mogą zaproponować lepsze warunki, bo wiedzą, że przez większość czasu przedmiot ubezpieczenia nie będzie narażony na wyższe ryzyko, jak i w ochronie krótkoterminowej, gdzie stawka będzie stosunkowo wysoka.
Wydaje się, że ta prawidłowość była jedną z głównych przyczyn niepowodzenia jedynego jak na razie szerzej zakrojonego projektu on demand na polskim rynku – ubezpieczenia autocasco sprzedawanego na godziny przez Avivę pod marką Teraz. Firma umożliwiła klientom zakup ubezpieczenia AC na krótki czas – od 3 godzin do 30 dni – za pomocą aplikacji. Ubezpieczyciel deklarował, że średnia składka za 6 h ubezpieczenia w przypadku najpopularniejszych samochodów to 27-38 zł za polisę obowiązującą w kraju, a 42-67 zł za granicą. Na pierwszy rzut okaz może się to wydawać nie za wiele.
Tyle że – zgrubnie szacując – prawdopodobnie ubezpieczając się na dwutygodniowy wyjazd zagraniczny, klient zapłaci sumę, która może być zbliżona nawet do ceny polisy rocznej. Co więcej, posiadacze nowszych i cenniejszych aut zazwyczaj i tak dysponują całoroczną AC, a wygląda na to, że pozostali kierowcy nie zaczynają odczuwać potrzeby zabezpieczenia swojego auta przed np. weekendowym wyjazdem.
Projekt, który ruszył w czerwcu ubiegłego roku, został zawieszony już w październiku, bo – jak tłumaczyła Aviva – poziom sprzedaży nie osiągnął zakładanych celów. W okresie wakacyjnym aplikację ściągnęło i aktywowało 80 tys. użytkowników, jednak ubezpieczyciel oczekiwał, że w tym czasie na zakup ochrony w tym modelu zdecyduje się co najmniej 100 tys. klientów.
Na przełom w dziedzinie ubezpieczeń na żądanie trzeba więc jeszcze poczekać. Być może do startu rozwiązania od dłuższego czasu zapowiadanego przez Europę. Już dwa lata temu firma deklarowała, że chce być polskim Trovem i "wkrótce" ruszy ze swoimi ubezpieczeniami pay as you use (płać, kiedy używasz). Według zapowiedzi w specjalnie przygotowanej aplikacji znajdą się ubezpieczenia uporządkowane wokół czterech obszarów: sprzętu (np. aparat, laptop), człowieka (nieszczęśliwe wypadki, odpowiedzialność cywilna), codziennych wydatków (np. koszty odwołania wyjazdu czy imprezy) oraz zwierząt.
Uruchomienie sprzedaży było jednak już kilkukrotnie przekładane. Z tego, co mi wiadomo, Europa ma już przygotowaną odpowiednią aplikację, a projekt jest już w zasadzie gotowy do startu, natomiast nie ma się co dziwić ubezpieczycielowi, że z premierą oferty, w której mogą się pojawić produkty interesujące np. turystów czy amatorów sportu, woli poczekać na nieco bardziej sprzyjające okoliczności niż obecnie panujące.