Fundacja FACS przygotowała prototyp urządzenia, ale szanse na rozpoczęcie produkcji są marne bo nie ma pieniędzy na jego certyfikację
mPos to niewielkie urządzenie wielkości paczki po papierosach, które w połączeniu ze smartfonem umożliwia przyjmowanie płatności kartami. Jak powiedziały mi osoby związane z projektem polskiego mPosa, właściwie jest on gotowy do użycia. Stworzono również aplikację na smartfony, z którą urządzenie się łączy i umożliwia przyjmowanie płatności. Posiada tradycyjny czytnik pozwalający na transakcje stykowe oraz czujnik NFC, dzięki któremu można akceptować karty zbliżeniowe. To czyni go jedną z najnowocześniejszych tego typu maszyn na rynku. Polscy specjaliści, którzy stworzyli go od zera, wykonali kawał dobrej roboty. Ale być może nikomu niepotrzebnej.
Wiele wskazuje na to, że polski mPos nigdy nie wejdzie do produkcji i nie zostanie użyty. Powód? Brak pieniędzy na certyfikację, jaką muszą przeprowadzić organizacje płatnicze, aby urządzenie mogło trafić do sprzedaży. Środków na to, a chodzi o ok. milion złotych, nie przewidziano w budżecie projektu. Aby odpowiedzieć na pytanie dlaczego, trzeba cofnąć się do 2012 roku, kiedy projekt rozpoczynano.
Jak powiedziały mi osoby, które były w nim od samego początku, pomysł polskiego mPosa powstał na kanwie dyskusji o konieczności obniżenia interchange. To prowizja, jaką właściciele sklepów odprowadzają do banków z tytułu płatności przyjętych kartami. W 2012 r. obowiązujące w Polsce stawki interchange należały do najwyższych w Europie, a sama prowizja, obok wysokich kosztów eksploatacji terminali płatniczych, była uznawana za główną winowajczynię słabej sieci akceptacji kart w Polsce. Szanse na obniżenie interchange wciąż były jednak nikłe. Polski tani mPos miał więc pozwolić na zwiększenie liczby placówek przyjmujących płatności kartami w warunkach wysokich prowizji.
To oznaczało jednak, że projekt od początku budowany był niejako w opozycji do organizacji płatniczych, które decydowały wówczas o wysokości interchange. W jego budżecie nie przewidziano zatem środków na certyfikację. Nie wiem, na ile taka argumentacja może się obronić. W końcu niezależnie od wszystkiego wiadomo było, że urządzenia nikt nie kupi bez certyfikatów MasterCarda i Visy. Tak czy siak FACS pieniędzy na certyfikację nie ma.
To oznacza, że zbudowany i działający prototyp polskiego, nowoczesnego mPosa nie trafi do produkcji. Choć prezes fundacji nie chce się poddać. – Są inwestorzy zainteresowani wstępnie wyłożeniem środków na certyfikację. Prowadzimy z nimi rozmowy, które, mam nadzieję, zakończą się sukcesem – powiedział mi przed chwilą Aleksander Winnicki, prezes FACS. Nie chciał jednak zdradzić co to za inwestorzy, ani kiedy ewentualnie można spodziewać się zakończenia tych rozmów.
To każe mi przypuszczać, że nadzieje na ich rychły koniec są co najmniej mgliste. Zwłaszcza, że mPos w polskich warunkach sprawdza się słabo. Na rynku jest dostępnych już kilka tego typu urządzeń sprzedawanych przez firmy Paymax, Payleven, czy SumUp. Również Ingenico, potentat na rynku tradycyjnych terminali płatniczych, posiada w ofercie mPosa. Jak dotąd jednak urządzenia tego typu nie zdobyły w Polsce większej popularności. Szacuje się, że korzysta z nich najwyżej kilkanaście tysięcy firm. Po co w tej sytuacji ktoś miałby wydawać pieniądze na certyfikację kolejnego prototypu?
Projekt polskiego mPosa sfinansowano przy udziale środków z Unii Europejskiej w kwocie 21 mln zł. Ile naprawdę kosztował? To wydaje się jest chyba małą tajemnicą.