Z prezentacją swojej oferty w internecie firmy pożyczkowe poradziły sobie znacznie lepiej niż banki. Te dopiero teraz się tego od nich uczą
Do niedawna banki prezentowały swoją ofertę kredytową w postaci opisu jej parametrów i wykazania w tzw. bąblach najważniejszych zalet produktu. Jak to wyglądało w praktyce pokazują przykłady kilku banków, które nie odrobiły jeszcze lekcji z tego przedmiotu. Oto zrzut ekranu jednego z nich:
Przez długie lata nie było pomysłu jak to zrobić inaczej. Ale że można, pokazały firmy chwilówkowe. Okazało się, że pożyczki nie tylko da się sprzedawać przez internet, ale też ich ofertę zaprezentować w ten sposób, że każdy zrozumie jej najważniejsze cechy. Tak to wygląda w Vivusie.
Już dwa lata temu szef tej firmy Loucas Natapoulos przekonywał mnie, że klientów nie obchodzą procenty, prowizje, składki ubezpieczeniowe itd. Ich interesuje przede wszystkim to, ile będą musieli spłacić. Stąd narzędzie do samodzielnego wyliczenia tego poprzez suwak, którym klient ustawia wysokość pożyczki oraz okres jej spłaty.
Przeczytaj także: Vivus już udziela pożyczek przez smartfony
Bankowcy długo się do tego przekonywali, ale wreszcie się udało. Coraz więcej banków kopiuje pomysł na „suwakową” prezentację oferty. Jak choćby Bank Pocztowy.
Prezes tej instytucji Szymon Midera tłumaczył mi ostatnio, że kierowany przez niego bank chce mieć najprostszą ofertę produktową na rynku, a pożyczka jest przykładem, jak to ma wyglądać. Trudno nie dostrzec inspiracji firmami chwilówkowymi. Ale przykładów suwakowej rewolucji w bankowości jest więcej. Oto zrzut ze strony Aliora.
Tu strona mBanku:
I jeszcze może ING Banku Śląskiego.
Sami widzicie, że tendencja jest wyraźna. Zresztą moim zdaniem banki nie powinny się wstydzić tego, że skopiowały ten pomysł. Skoro jest dobry, klienci mogą na tym tylko zyskać.
Przeczytaj także: Bank Pocztowy kończy z kontem dla seniorów
Inna sprawa, że banki skopiowały od firm pożyczkowych nie tylko koncepcję prezentacji cech produktu kredytowego w internecie. Coraz częściej kopiują także model cenowy, gdzie oprocentowanie nominalne, limitowane przez państwo i coraz niższe ze względu na spadek stóp procentowych, praktycznie przestaje mieć znaczenie, a cały koszt finansowania ukrywa się w prowizjach. A to już nie jest tak chwalebne.
Stąd tak wiele ostatnio kredytów z oprocentowaniem 0 proc. (mBank, Pocztowy), 4,9 proc. (BPH) czy 5 proc. (Alior). Niestety nie znaczy to, że kredyty potaniały. Każdy z nich obarczony jest prowizją w wysokości nawet kilkudziesięciu procent wartości pożyczki. W rezultacie niektóre z nich są już droższe niż w ofercie firm chwilówkowych. Czy ten trend będzie kontynuowany? Piszę dziś o tym z redakcyjnym kolegą na łamach Dziennika Gazety Prawnej. Zapraszam.