Data Act może znacznie ułatwić pozyskiwanie wiarygodnych danych z pojazdów
Specjalizujący się w ubezpieczeniach telematycznych insurtech YU! wystartował ostatnio z nową ofertą: YU!Kilometry. Proponuje posiadaczom aut o niskich rocznych przebiegach rabat w wysokości do 30 proc. wartości składki. W czerwcu minionego roku Warta, a więc jeden z największych polskich ubezpieczycieli, ogłosiła wprowadzenie swojego rozwiązania telematycznego Warta4u. Zaproponowała klientom do 30 proc. zniżki na start, jeśli zgodzą się jeździć z aplikacją monitorującą ich styl jazdy. Pod koniec września swoją ofertę telematyczną przedstawił Wiener, który obiecuje z kolei do 30 proc. zwrotu na koniec okresu ubezpieczenia za bezpieczną jazdę z apką Wiener Drive.
Czy zatem można spodziewać się rozkwitu telematyki w Polsce? Jako obserwatorka rynku nie mogę nie zauważyć wzrostu zainteresowania tego typu rozwiązaniami po stronie ubezpieczycieli, jednak nie wierzę, żeby którykolwiek z tych projektów miał diametralnie zmienić poziom popularności ubezpieczeń telematycznych. Ośmielam się postawić tezę, że i sami ubezpieczyciele nie celują w rynkowy sukces tych programów. Prędzej jestem skłonna sądzić, że traktują takie projekty jako okazję do zdobycia doświadczenia, danych, wiedzy o dotychczas niedostatecznie rozpoznanej grupie klientów. Zwłaszcza duży ubezpieczyciel może sobie pozwolić na wyłożenie sporych środków na tego typu projekt po to, żeby się dowiedzieć więcej o rozkładzie ryzyka np. w grupie młodych kierowców.
Wiedza nie tylko o wybranych grupach klientów, ale i ogólnie na temat wykorzystania danych telematycznych w taryfikacji może zaś się wkrótce okazać wyjątkowo przydatna. W całkiem niedługiej perspektywie wejdzie w życie Data Act, czyli unijne rozporządzenie zapewniające użytkownikom urządzeń podłączonych do internetu – a więc np. sprzętów typu smart home, AGD, ale też nowych aut – dostęp do danych generowanych w wyniku korzystania z tych urządzeń. Użytkownicy będą mogli także udostępniać je innym podmiotom oferującym im swoje usługi, podczas gdy do tej pory dostęp do takich informacji miał często jedynie producent.
Jak się to może przełożyć na ubezpieczenia komunikacyjne? Kiedyś, aby zaoferować polisę telematyczną, ubezpieczyciel musiał przekonać klienta do zainstalowania w jego pojeździe tzw. czarnej skrzynki – urządzenia rejestrującego przejazdy. Koszt przewyższał często benefity finansowe, jakie telematyka mogła zaproponować, co sprawiało, że koncept nie spinał się biznesowo. Powiewem świeżości dla rozwiązań telematycznych było wykorzystanie aplikacji na telefonie, pozwalających śledzić styl jazdy kierowcy. Rozwiązanie ma jednak też swoje minusy, jak chociażby ten, że kierowca może nie rejestrować wszystkich przejazdów. Koncept wprowadzany przez Data Act wynosi kwestię przekazywania danych na zupełnie inny poziom – kierowca nie musi się wykazywać żadnym zaangażowaniem, wystarczy, że wyrazi zgodę, by dane z jego pojazdu były przekazywane ubezpieczycielowi. To oczywiście nie usuwa wszystkich barier dla rozwoju telematyki w polskich warunkach, ale daje możliwość bezproblemowego pozyskiwania wiarygodnych danych na temat stylu jazdy kierowcy. Nie wiem, czy polscy ubezpieczyciele pod tym kątem o Data Act już myślą, niemniej jednak rozwijanie kompetencji w tym zakresie w zespołach ubezpieczycieli byłoby w mojej ocenie rozsądnym posunięciem. Więcej na ten temat możecie przeczytać w tekście: Unia Europejska "uwolni" dane z urządzeń IoT. To łakomy kąsek dla ubezpieczycieli.
A dlaczego sądzę, że sami ubezpieczyciele traktują programy telematyczne raczej jako laboratorium, a nie projekt skazany na sukces? Trzy niedawne debiuty warto zestawić z listą wygaszonych projektów tego typu. Najświeższy spośród nich to Link4 Kasa Wraca. Czytelnicy cashless.pl jako pierwsi dowiedzieli się w listopadzie zeszłego roku, że program nie jest już oferowany nowym klientom. Rozwiązanie dołączyło tym samym do takich inicjatyw jak Uniqa Go czy PZU Go, które miały potencjał, by w telematykę się rozwinąć.
Przyjrzymy się najbardziej udanemu z tych projektów. Link4 wprowadziło program telematyczny w 2017 r. Z informacji, jakie udało mi się uzyskać od ubezpieczyciela, wynika, że rocznie aktywnie z promocji korzystało średnio 12 tys. osób. Ogółem w programie wzięło udział ponad 90 tys. kierowców, którzy z włączoną aplikacją pokonali dystans niespełna 264 mln kilometrów. Oznacza to, że średnio uczestnik programu pokonywał z włączoną aplikacją niecałe 3 tys. km. A więc ani liczba klientów zainteresowanych udziałem w projekcie, ani ich późniejsza skłonność do monitorowania przejazdów nie rzuca na kolana. Dlaczego?
W polskim systemie prawnym ubezpieczyciel nie może w trakcie trwania umowy na bieżąco modyfikować wysokości składki za OC komunikacyjne. Pozostaje mu skalkulować składkę standardowo i zaproponować klientowi zwrot jej części w postaci możliwej premii na koniec okresu ubezpieczenia. W rezultacie już sam model odroczonej gratyfikacji zniechęca część klientów do wzięcia udziału w programie. W perspektywie mają bowiem konieczność wykazania się dodatkową aktywnością w postaci zainstalowania aplikacji, jeżdżenia z nią, pilnowania się na drodze, do tego przyzwolenia ubezpieczycielowi na pozyskiwanie danych o przejazdach – do czego też znaczna część klientów nie jest skłonna – a nagroda (i to w niepewnej wysokości) ma się pojawić dopiero w dość odległej perspektywie.
Skoro zaś mowa o samej nagrodzie, to i ona mogła być w ocenie tych, którzy zdecydowali się wziąć udział w programie, rozczarowująca. Swego czasu Link4 podzieliło się informacją, że wypłaciło już 3 mln zł premii. W tamtym czasie liczba uczestników programu sięgała 58 tys., z czego wynika, że średnia premia wynosiła niespełna 52 zł. Raczej nie jest to poziom bonusu, na jaki liczy się, przystępując do tego typu programu. Miesięcznie naliczało się uczestnikowi średnio kilka-kilkanaście złotych – czy patrząc z perspektywy dystansów: ok. 2 gr zwrotu za przejechany kilometr – co dla wielu okazywało się niedostateczną zachętą, by kontynuować jeżdżenie z apką.
W obecnych warunkach prawnych ubezpieczyciel nie może na bieżąco "karać" kierowcy za niebezpieczne zachowania. Może jedynie nagradzać za spokojną jazdę. Ale i wysokość tej nagrody siłą rzeczy nie będzie imponująca, bo przy aktualnie panujących niskich stawkach za ubezpieczenia nie ma odpowiedniego marginesu, by klientowi zaoferować duży zwrot. Oczywiście towarzystwo mogłoby na początku skwotować każdego kierowcę w programie wysoko, aby mieć odpowiednią przestrzeń do oceny zarówno dobrych, jak i złych zachowań na drodze. Tyle że wtedy na starcie przegra z tańszymi konkurencyjnymi ofertami nietelematycznymi. A jednocześnie ubezpieczyciel musi cały czas brać pod uwagę ryzyko, że kierowca po prostu nie włącza apki, kiedy wie, że na danej trasie będzie mocniej przyciskał pedał gazu.
Nie wydaje się, aby warunki rynkowe lub nastawienie klientów przez ostatnie lata się szczególnie zmieniły. Podczas gdy Link4 wycofuje się z telematyki, swój program, funkcjonujący analogicznie do Kasa Wraca, uruchamia Wiener. Liczy na nadejście podwyżek składek, które zwiększyłyby motywację klientów do poszukiwania okazji obniżenia ceny? Ma nadzieję, że jemu uda się przejść przez bariery, na których zatrzymywało się Link4? Przypadło mu zadanie zrealizowania na naszym rynku programu wymyślonego w centrali?
Co więcej, w telematykę zaczyna się bawić drugi największy ubezpieczyciel komunikacyjny – Warta. W przypadku Warta4u wprowadzono kilka istotnych modyfikacji względem wyżej opisywanego modelu Link4, ale niosą one zarówno szanse, jak i ryzyka. Po pierwsze, Warta daje zniżkę na start, za samo przystąpienie do programu. Jest to szansa na zwiększenie poziomu partycypacji, ale jednocześnie zagrożenie, że kierowca wcale na ten bonus nie zasłuży. Oczywiście, są badania, z których wynika, że już sama świadomość, iż jest się "nadzorowanym", przekłada się na lepsze zachowanie. Pytanie jednak, na ile efekt ten zadziała w przypadku przeciętnego polskiego kierowcy. Po drugie, Warta oczekuje od klientów, że jej apka zawsze będzie działała w tle. Ma to pozytywne przełożenie na wiarygodność danych (rejestrowane są wszystkie przejazdy, a nie tylko te, przy których kierowca będzie pamiętał lub będzie chciał włączyć apkę). Może natomiast budzić większy opór wśród klientów. A jednocześnie, ponieważ bonus przyznawany jest z góry, zawsze istnieje ryzyko, że klient po prostu wcale nie zacznie monitorować swojego stylu jazdy.
W tym aspekcie przewagę nad konkurentami ma YU!. Insurtech współpracuje bowiem z aplikacją Yanosik. Obserwując przejazdy użytkowników apki, startup przygotowuje ofertę dla tych, których uznał za jeżdżących bezpiecznie. Jest to model bardzo korzystny z punktu widzenia ubezpieczyciela, gdyż po pierwsze klient dobrowolnie korzysta z aplikacji, nie skupiając się na jej aspekcie ubezpieczeniowym, po drugie insurtech poznaje jego styl jazdy jeszcze przed zaproponowaniem stawki. W rezultacie może wyłuskać "rodzynki z sernika", czyli najlepiej jeżdżących klientów, i spokojnie zaproponować im atrakcyjną składkę. Tyle że w ten sposób trudno wyjść poza niszę ograniczoną liczbą użytkowników Yanosika, jeszcze zawężoną do tych, którzy wyrazili zgodę na monitorowanie stylu jazdy i przedstawienie oferty ubezpieczeniowej.
Szansą na wyjście z tej niszy jest nowo wprowadzony produkt, który jest dostępny dla wszystkich zainteresowanych, również poza Yanosikiem. Tyle że nowa oferta YU!, do której ochronę zapewnia insurtech wefox, to nie jest projekt stricte telematyczny. Owszem nawiązuje do idei niższych płatności za rzadsze korzystanie z pojazdu, tak jak to działa w modelach typu pay per mile (płać za przejechaną milę / przejechany kilometr). Ale w polskich warunkach ubezpieczyciel może się oprzeć jedynie na dotychczasowej aktywności klienta, a nie na jego bieżącym zachowaniu. Przy wystawianiu polisy insurtech z pewnością wykorzysta swoje bogate doświadczenia i wyliczenia oraz oprze się na danych z przeglądów czy kontroli policyjnych, by nie bazować tylko na deklaracjach klientów. Niemniej jeśli kierowca dotychczas sporadycznie siadający za kółkiem zacznie jeździć znacznie więcej, to YU! przyznanego rabatu już mu nie cofnie. Dlatego nowego projektu insurtechu również nie traktowałabym jako zapowiedzi wielkich zmian w popularności rozwiązań telematycznych.
Zupełnie na marginesie tych rozważań umieściłabym zaś ubezpieczenia telematyczne dla flot pojazdów. W tym przypadku warunki startowe są zupełnie inne – choćby dlatego, że wiele flot już z rozwiązań telematycznych korzysta do innych celów niż ubezpieczeniowe. Łatwiej więc o dołożenie tego jednego komponentu. Co więcej, to nie kierowca decyduje, czy chce dać się "śledzić", tylko menedżer floty. A do tego oszczędności w przypadku floty są dużo bardziej wymierne. Tak samo na osobną półkę odkładam narzędzia takie jak polisy przygotowane dla kierowców platform typu Uber czy Bolt przez insurtech Cachet. Tam bowiem pojawia się dodatkowy aspekt zarobkowego korzystania z pojazdu, niekoniecznie w pełnym wymiarze, który z perspektywy ubezpieczeniowej może istotnie wpływać na składkę. Rozwiązanie ma więc swoje dodatkowe auty, tyle że znów ograniczone do niszy, jaką są tzw. gig driverzy (kierowcy dorywczo świadczący usługi przewozu, zwykle z wykorzystaniem aplikacji).
Czy więc telematyka ubezpieczeniowa pozostanie niszą? W mojej ocenie na razie tak. Przynajmniej póki Data Act, rozsądnie wprowadzony, nie zmieni warunków gry.
Fot. freepik.com