Z prezesem Verestro a w przeszłości dyrektorem odpowiedzialnym za rozwój produktów innowacyjnych w Mastercardzie rozmawiam o pierwszych wdrożeniach technologii zbliżeniowej w Polsce, największych wyzwaniach jakie stały na jej drodze oraz przyczynach sukcesu, jaki odniosła ona na polskim rynku
Kilka tygodni temu obchodziliśmy 15. rocznicę przeprowadzenia w Polsce pierwszej na rynku zbliżeniowej płatności kartą. Z tej okazji zapraszam do przeczytania rozmowy z Krzysztofem Drzyzgą, który był odpowiedzialny za realizację pierwszych projektów z wykorzystaniem technologii bezstykowej nad Wisłą. Drzyzga przekonuje, że nie byłoby sukcesu płatności zbliżeniowych w Polsce gdyby nie zaangażowanie kilkunastu osób w promocję kart bezstykowych w połowie pierwszej dekady XXI wieku.
Ile jest prawdy w pogłosce, że organizacje płatnicze wybrały Polskę jako jeden z kilku rynków w Europie do zakrojonych na szeroką skalę testów płatności zbliżeniowych, i to m.in. dlatego technologia ta tak szybko rozwinęła się i spopularyzowała się w naszym kraju?
Wydaje mi się, że niewiele. Natomiast prawdą jest, że w połowie pierwszej dekady tego wieku Mastercard określił osiem priorytetów rozwojowych na kolejne lata, a wśród nich znalazły się płatności zbliżeniowe. Akurat wtedy, a był to rok 2006, trafiłem do warszawskiego biura tej organizacji, w którym odpowiadałem za rozwój innowacyjnych technologii i zdecydowaliśmy po wewnętrznych dyskusjach, że warto się za to zabrać, bo można sobie było wyobrazić wszystkie korzyści, które dzisiaj widzimy – płacimy kartami, telefonami, gadżetami, zegarkami, rozwinęliśmy płatności za bilety komunikacji miejskiej, na festiwalach i w wielu punktach, gdzie wcześniej nigdy nie było terminali.
Przygotowaliśmy wówczas pierwszego pilota płatności zbliżeniowych, które na tamtym etapie rozwoju pozwalały wyróżnić się na tle konkurencji. Wydaje mi się, że to mogło też sprowokować drugą z organizacji płatniczych do uruchomienia podobnych projektów na naszym rynku. Natomiast to, że zaczęliśmy testować technologię zbliżeniową, to była w pełni autonomiczna decyzja polskiego biura Mastercard i żadnego nacisku ze strony centrali raczej nie było.
To proszę opowiedzieć o tym pierwszym pilocie…
Musieliśmy przekonać do uczestnictwa w tym przedsięwzięciu bank – wydawcę kart z jednej strony a z drugiej – jakiegoś akceptanta, który zechciałby przyjmować nowe płatności. Udało się to z McDonaldem, eServicem jako agentem rozliczeniowym i bankiem, który wówczas nazywał się jeszcze BZ WBK. Pierwszą oficjalną transakcję zbliżeniową w Polsce przeprowadziła podczas konferencji prasowej Małgorzata Kożuchowska w terminalu firmy eService. Przekonanie akurat banku do tego, żeby wdrożył płatności bezstykowe nie było trudne, bo przypomnę, że wówczas konkurencja na polskim rynku bankowym była sporo większa niż obecnie więc i chęć pokazania czegoś nowego na tle innych również.
A jak to się stało, że pierwszy limit płatności zbliżeniowych ustalono na poziomie 50 zł? Z tego co mi wiadomo, nie było to od początku oczywiste?
W zasadzie zadecydował o tym przypadek. Dyskutowaliśmy na ten temat w kilka osób podczas spotkania w siedzibie eService przed uruchomieniem pierwszego pilota. Doszliśmy do wniosku, że 100 zł będzie poziomem zbyt wysokim, bo wówczas kwota ta miała o wiele większą wartość niż dziś i baliśmy się, że to wystraszy klientów, że będą bać się nosić ze sobą karty zbliżeniowe przez ryzyko kradzieży. Dla potrzeb pierwszego pilota przyjęliśmy więc, że będzie to 50 zł, a później Mastercard przyjął ten limit w swoich regulacjach.
Interesuje mnie, jak to się stało, że na Zachodzie, np. w Wielkiej Brytanii, przyjęto, że powyżej takiego limitu w ogóle nie można płacić zbliżeniowo a w Polsce zaimplementowano inne rozwiązanie?
Koledzy z zachodnich krajów europejskich tłumaczyli nam, że po prostu powyżej limitu płacić zbliżeniowo się nie da. Później okazało się, że wdrożenie takiego rozwiązania jest po prostu droższe i trudniejsze, a z chęci szybkiego przygotowania projektów zdecydowano się pójść na łatwiznę. My szybko zauważyliśmy, że będzie to poważna bariera w rozwoju technologii zbliżeniowej. Bo w krajach, gdzie zaimplementowano rozwiązanie bez możliwości płacenia NFC powyżej limitu terminale podawały informację o transakcji odrzuconej. To powodowało, że klienci byli zdezorientowani i nie płacili zbliżeniowo nawet przy mniejszych kwotach. My od razu zaimplementowaliśmy rozwiązanie, że powyżej limitu da się płacić, tylko potrzebna jest autoryzacja na terminalu PIN-em. I to robiło wielką różnicę. Warto zwrócić uwagę, że przez pierwsze kilka lat to karty Mastercard pozwalały płacić zbliżeniowo z PIN-em powyżej 50 zł, a Visa dokonała tej zmiany później.
Czy dostrzega Pan jeszcze jakieś różnice między obowiązującym w Polsce standardem płatności zbliżeniowych a tym na innych rynkach, które przyczyniły się do ich sukcesu u nas?
Myślę, że jest nim sposób wdrożenia inicjowania transakcji u agentów rozliczeniowych, czyli operatorów terminali płatniczych. W wielu krajach, m.in. w Turcji, wdrożono model, w którym użytkownik terminala musiał wcisnąć przycisk w celu aktywacji anteny NFC. Myśmy poszli inną drogą i zastosowali rozwiązanie, gdzie po wprowadzeniu kwoty płatności wszystkie czytniki terminala oczekiwały na rozpoczęcie transakcji. I tak to działa do dzisiaj i dobrze, bo dodatkowy przycisk powodował, że klienci zbliżali karty do nieaktywnego POS-a, transakcja nie była przeprowadzona i szybko się zniechęcali. Poza tym bardzo aktywnie podeszliśmy do marketingu – promocje typu "Lody w McDonald’s za darmo przy płatności zbliżeniowej" czy "Coca-Cola w Żabce za darmo przy płatności zbliżeniowej" zwiększały transakcyjność kilkunastokrotnie u tych merchantów. Niewątpliwym sukcesem były też nasze akcje partyzanckie np. na SGH w pierwszych latach, na Festiwalu Open’er od 2007 roku, w stołówkach firmowych, itp.
Powiedział Pan, że przekonanie banku do udziału w pierwszym projekcie nie było trudne, ale płatności zbliżeniowe nie stały się popularne z dnia na dzień i nie od razu było wiadomo, że ta technologia się przyjmie?
Początki były trudne. W gruncie rzeczy pierwsze dwa lata były bardzo trudne ze względu na klasyczny dylemat jajka i kury. Nie było ani klientów płacących kartami zbliżeniowymi ani miejsc, w których mogliby to robić. Co zatem budować w pierwszej kolejności, bazę klientów czy sieć akceptacji? Wówczas nie było jeszcze terminali zbliżeniowych, tylko do tradycyjnych urządzeń trzeba było dostawiać specjalne przystawki, które musiały być odpowiednio wyeksponowane, aby klientom łatwo było płacić. Takie przystawki zajmowały sporo miejsca więc przekonanie handlowców do tego, aby to instalować w sytuacji, gdy może zdarzy się raz na miesiąc klient chcący na tym płacić, było niezwykle trudne.
Banki chętnie wchodziły w projekty, którymi mogły zaimponować klientom i odróżnić się od konkurencji, ale wydanie dodatkowych milionów na wymianę wszystkich kart to już co innego. Wydanie standardowego plastiku kosztowało 1 euro a takiego z anteną NFC – nawet 5 euro. Większość banków nie chciało podejmować takich wydatków. Wtedy organizacja, w której wówczas pracowałem, dorzucała się do tej inwestycji. Pierwsze 5 a może nawet 7 projektów zbliżeniowych w Polsce sfinansował Mastercard. Tak samo było z terminalami. Czytniki NFC kosztowały wówczas ponad 150 euro. Prawie nikt z tego jeszcze wtedy nie korzystał bo nie było odpowiednich kart. Instalację takich urządzeń także finansował więc Mastercard.
A który bank zdecydował się jako pierwszy na wdrożenie w większej skali?
Był to ING. Akurat realizował nowy projekt wymiany kart i Mastercard zdecydował się sfinansować mu zakup 160 tys. plastików z NFC. Było to pierwsze tak duże wdrożenie kart zbliżeniowych w Polsce i było to w połowie 2007 r. No i były to karty debetowe, a więc o wiele bardziej aktywne niż przedpłacone w BZ WBK.
Następnie sprzyjało nam trochę szczęście, bo w 2008 r. na rynek wchodził Alior. Od razu postawił na karty zbliżeniowe, czym bardzo wyróżniał się na rynku. Dzięki temu od samego początku wszyscy jego klienci mieli do dyspozycji karty zbliżeniowe. W tym samym roku jeszcze Polbank i Citibank uruchomiły płatności zbliżeniowe z Mastercard.
Ważnym kamieniem milowym w rozwoju kart zbliżeniowych w Polsce było wdrożenie w PKO BP w 2010 r., który postanowił wszystkie karty debetowe wznawiać na bezstykowe – dodajmy, że z logo Visa. Ale już wcześniej w 2008 r. na rynku było ok. 300 tys. kart zbliżeniowych, co pozwoliło nam objąć pozycję lidera pod względem liczby transakcji na świecie. Wtedy zaczęły się także pierwsze eksperymenty ze zbliżeniowymi płatnościami mobilnymi i technologią tzw. simcentryczną, która, jak się później okazało, nie specjalnie się sprawdziła z różnych względów zresztą.
Z jakich względów pana zdaniem to się nie udało?
Po pierwsze zaważyły na tym problemy techniczne. Trzeba było wymienić kartę SIM a taka karta z NFC kosztowała kilkukrotnie więcej niż tradycyjna. Natomiast sprzedaż kart SIM z NFC nie wchodziła w rachubę, bo zdecydowana większość użytkowników telefonów nie zdecydowałby się wydać kilkudziesięciu złotych na samą kartę SIM. Na szczęście pojawiła się tokenizacja i możliwość zaoferowania zbliżeniowych płatności mobilnych w aplikacjach.
Dziękuję za rozmowę
PS. Osoby, które zdaniem Krzysztofa Drzyzgi w największym stopniu przyczyniły się do popularyzacji płatności zbliżeniowych w Polsce:
Paweł Rychliński, dyrektor Mastercard w Polsce w latach 2007-2013, dzięki jego decyzjom wydawaliśmy budżety na rozwój tej technologii
Paweł Markowski, Sebastian Krzyk, Paweł Kazimierczak – osoby odpowiadające, za rozwój akceptacji w pierwszych latach
Ania Dziewulska z Mastercard odpowiadająca za sukces pierwszych kampanii marketingowych
Maciej Maciejewski z eService a potem Visa
Krzysztof Kazimierski, Paweł Włodarczak z BZWBK
Daria Adamczyk, Agnieszka Lidke-Orzechowska, Grażyna Przybycińska i inne osoby zespołu ING wdrażające karty zbliżeniowe
Artur Owsianka i zespół Alior Banku
Marcin Chruściel i zespół Polbank
Sebastian Geldner, Paweł Makowski i zespół Citibank
Zespół Mastercard w tym przede wszystkim Kamila Kaliszyk, Gosia Domagała, Bogdan Bochenek, Michał Skowronek, Luiza Derek i inne osoby które przekonywały banki
Małgorzata O’Shaughnessy i Jakub Kiwior z Visy, którzy motywowali nas do ciężkiej pracy
Zbigniew Jagiełło i zespół PKO BP, którzy wydali pierwszy milion kart zbliżeniowych
Michał Polasik, który pomagał nam od strony badawczej już 15 lat temu, a swój pierwszy raport badawczy zrobił właśnie o płatnościach zbliżeniowych
Artur Szymoniak z Żabki, który wdrożył czytniki w całej sieci
Martin Boegelsack z ERA GSM (T-Mobile) i Olek Naganowski (wtedy z Polkomtela), z którym wdrażaliśmy pierwsze projekty NFC w telefonie