Podmiot zapowiedział, że skupi się na rynkach przynoszących największe przychody i będzie dążył do rentowności
Startup Gorillas, działający na rynku szybkich dostaw zakupów, dołącza do grona podmiotów, które nie mają dobrych wiadomości dla swoich pracowników. Firma poinformowała, że jej szeregi opuści blisko 300 osób zatrudnionych w biurach, a zatem połowa zespołu. To jednak nie koniec zmian, które czekają spółkę.
Chociaż zapowiedziano redukcję etatów biurowych, nie można wykluczać, że z pracą pożegnają się kurierzy, a także osoby zatrudnione w tzw. dark store’ach, czyli magazynach, w których kompletowane są zamówienia. Serwis The Verge podaje, że takich pracowników jest ponad 14 tys. Ta zmiana będzie pokłosiem możliwego opuszczenia przez Gorillas niektórych rynków. Chodzi o Włochy, Hiszpanię, Danię oraz Belgię. Firma podobno nie podjęła jeszcze ostatecznych decyzji co do swojej przyszłości we wspomnianych krajach, ale na stole są wszystkie opcje.
Zamiast na ekspansji geograficznej, startup chce się teraz skupić na dążeniu do rentowności. I to na konkretnych rynkach, tych generujących największe przychody. Są to Niemcy, Francja, Wielka Brytania Holandia oraz USA. Biorąc to pod uwagę, wydaje się mało prawdopodobne, by Gorillas w najbliższym czasie wystartował w Polsce (o ile w ogóle do tego dojdzie). A trzeba przypomnieć, że niemal przed rokiem wejście tego gracza do naszego kraju wydawało się pewne.
Wywodząca się z Niemiec spółka już wcześniej modyfikowała swoją strategię, bo kurierzy nie byli w stanie dostarczać zamówień w deklarowane 10-15 minut. Rzuca to cień na wysoką wycenę podmiotu, który w ekspresowym czasie dostał się do grona jednorożców, czyli startupów wycenianych na minimum 1 mld dolarów. Warto jednak podkreślić, że z problemami zmaga się znacznie więcej graczy z rynku szybkich dostaw (q-commerce). Niedawno okazało się, że polski rynek opuszcza Jokr. Kilka kwartałów temu firmy masowo pojawiały się w tym biznesie i szybko zdobywały finansowanie. Teraz rynek brutalnie weryfikuje ten model biznesowy.