Partnerzy strategiczni
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy merytoryczni
Za radio i telewizję zapłacą bankomaty i latarnie? Absurdy nowej ustawy medialnej...

Pomysłodawcy rozwiązania, by składkę audiowizualną pobierać "za licznik" energii elektrycznej, znają takie liczniki tylko z domu. Proponowane rozwiązanie jest obarczone wieloma wadami i chyba tylko jedną zaletą: taką, że popłyną pieniądze. Tyle, że z naszej kieszeni

Przypomnę pokrótce założenia - w każdym punkcie poboru energii należy uiścić podatek na rzecz państwowej telewizji i radia w wysokości 15 zł miesięcznie, czyli 180 zł rocznie. To 10 proc. minimalnego wynagrodzenia. Opłatę tę należy wnosić bez rozróżnienia typu nieruchomości, sposobu własności, czy też tego, kim jest odbiorca. Są trzy wyjątki: wiek powyżej 75 lat, orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności oraz powody socjalne związane z niskimi dochodami i korzystaniem z pomocy społecznej.

W 2013 roku w Polsce było 16 641 877 punktów poboru energii. Nowszych danych nie ma, więc musimy posługiwać się tymi liczbami, pamiętając jednak, że w ostatnich latach ich liczba wzrastała w tempie 200-300 tys. rocznie. Według GUS-u w 2013 r. mieliśmy 12 635 000 gospodarstw domowych, zatem ponad 4 miliony liczników jest zainstalowanych gdzie indziej.

Przeczytajcie także: Uber a sprawa polska. W weekend zaatakowano współpracowników tej firmy

Owszem, są urzędy państwowe i samorządowe, są fabryki, przedsiębiorstwa. Ale to w sumie jakieś kilkaset tysięcy lokalizacji. Zatem na kim, a raczej na czym składka audiowizualna ma się pożywić w absurdalny sposób? Na domkach letniskowych oraz urządzeniach teletechnicznych.

Sens pobierania opłat od gospodarstwa domowego jest częściowo racjonalny. Częściowo, gdyż wiele osób świadomie rezygnuje z posiadania telewizora czy radioodbiornika oraz z dostępu do programów nadawców publicznych, bez względu na motywacje. Osoby takie zdecydowanie powinny mieć możliwość niepłacenia takiego haraczu. Z drugiej strony w wielu krajach uważa się, że taki rodzaj daniny publicznej sprzyja upowszechnianiu kultury narodowej i powinien być świadczony przez wszystkich mieszkańców. Załóżmy, że jest to racja. Idziemy zatem do biur i urzędów.

Ani biuro, ani urząd sam z siebie nie słucha radia i nie ogląda telewizji. Słowo honoru, naukowo dowiedziono, że ani pokój biurowy, ani hala fabryczna nie wykazuje skłonności do percepcji i konsumpcji treści multimedialnych. Zatem, jeśli radia w biurze nie słucha biuro, słucha go pan Nowak, Kowalski czy Zieliński. Ale panowie ci opłacili już raz prawo do słuchania radia, w swoich mieszkaniach. Stąd prawo to obejmuje słuchanie i w domu, i w samochodzie (nawet służbowym), w biurze, u fryzjera czy w hotelu na delegacji. Zatem konieczność ponownego płacenia przez przedsiębiorców czy urzędy jest, lekko mówiąc, niesprawiedliwością społeczną.

Dalej mamy domki letniskowe. Tu przyznam się do prywaty, gdyż zgodnie z projektem ustawy musiałbym płacić dwukrotnie: za mieszkanie i za taki domek. A jeszcze niedawno w domku, z przyczyn technicznych i historycznych były dwa liczniki, więc obowiązek wobec telewizji narodowej spełniałbym trzykrotnie ;-) Jednak wiedziony jakąś wewnętrzną siłą dokonałem modernizacji instalacji i obecnie na działce licznik jest tylko jeden.

Przeczytajcie także: Zapłata: w pierwszym polskim banku Samsung Pay chcemy wdrożyć w tym roku

I znów, podobnie jak w tym nieszczęsnym biurze - jestem albo w domu, albo na działce. Nie mam cudownych właściwości, nie potrafię się duplikować czy klonować. Radia mogę słuchać tylko raz w danym momencie, i podobnie jest z telewizją. Za co, zatem, miałbym być ukarany podwójnie?

I na koniec dochodzimy do najciekawszej, moim zdaniem, ofiary projektu ustawy o składce audiowizualnej - urządzeń technicznych. Co to może być? To dziesiątki tysięcy skrzynek, w których są różne instalacje: stacje bazowe telefonii komórkowych, urządzenia dostępowe do internetu na osiedlach, bramki do opłat Viatoll, fotoradary. Przepompownie wody czy ścieków, sygnalizacje świetlne, systemy monitoringu, ba, mogą to być przystanki autobusowe, latarnie oświetlające ulice (ale na szczęście nie każda latarnia oddzielnie ;-), automaty do sprzedaży biletów. Nawet bankomaty :-)

Co prezesowi TVP zrobił taki automat do sprzedaży biletów stojący na przystanku obok mojego domu, że chce od niego 15 złotych miesięcznie? Nie wiem i chyba się nie dowiem. Na szczęście już jakiś czas temu z ulic zniknęły budki telefoniczne, których część też była zasilana z sieci energetycznej.

Zamiast zastosować prosty i racjonalny sposób liczenia opłaty zaproponowano absurdalny pomysł obciążania obywateli poprzez pośrednika, jakim jest zakład energetyczny, oraz w sposób niezwiązany ani z faktycznym wykorzystaniem, ani z urządzeniami. Dodatkowo płacić mają przedsiębiorcy za sam fakt posiadania urządzeń używających energię elektryczną. Dziś w internecie krąży dowcip, że jeśli już rząd musiał pobierać obligatoryjne opłaty na media przez pośrednika, lepiej żeby to było łącznie z opłatą za śmieci. Będzie bardziej adekwatnie.

Po raz kolejny państwo wyprodukowało bubel prawny, przy użyciu którego, na absurdalnych zasadach, chce obciążyć finansowo i obywateli i przedsiębiorców. Dodatkowo koszt działania tej ustawy mają ponieść zakłady dystrybucji energii, czyli - jak zwykle - na końcu my sami.

KATEGORIA
FELIETONY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies